Ufologia polska / Projekt UFO

Polsce zawsze przychodziło gonić Zachód. Nad Niemcami UFO przeleciało po raz pierwszy już w 1561 roku. Przez następne stulecia kosmici odwiedzali Europę raczej sporadycznie, aż w latach 50. XX w. doszło do prawdziwej inwazji. Wówczas przybysze z kosmosu wybrali się na wycieczkę przez Włochy i Hiszpanię, a liczba incydentów na kontynencie zaczęła lawinowo rosnąć. Ufonauci długo Polskę omijali, lecz

Kwi 16, 2025 - 13:37
 0
Ufologia polska  / Projekt UFO
Polsce zawsze przychodziło gonić ZachĂłd. Nad Niemcami UFO przeleciało po raz pierwszy juĹź w 1561 roku. Przez następne stulecia kosmici odwiedzali Europę raczej sporadycznie, aĹź w latach 50. XX w. doszło do prawdziwej inwazji. WĂłwczas przybysze z kosmosu wybrali się na wycieczkę przez Włochy i Hiszpanię, a liczba incydentĂłw na kontynencie zaczęła lawinowo rosnąć. Ufonauci długo Polskę omijali, lecz w 1959 roku postanowili w końcu wpaść teĹź do nas. Wpaść dość dosłownie – spadli z hukiem do gdyńskiego basenu portowego. Ĺťaden nie przeĹźył, więc nie było sposobności, aby dowiedzieć się, jak im się demoludy podobają. MoĹźliwe, Ĺźe przez kraksę się do PRL-u zrazili, bo na pierwsze bliskie spotkanie trzeciego stopnia czekaliśmy do 1978 roku. Wtedy Jan Wolski, rolnik z Emilcina, natrafił na obcych spacerujących po brzezince. Nie tylko z nimi porozmawiał, ale teĹź zwiedził ich statek (a nawet zjadł z nimi lody!). To wydarzenie stało się kamieniem węgielnym rodzimej ufologii. Kasper Bajon zapewne zna tę historię na wyrywki, skoro uczynił z niej kanwę fabuły serialu "Projekt UFO".  Bajon, pełniący rolę scenarzysty i reĹźysera, zatrzymał się w pół drogi między ekranizacją emilcińskich klechd a ich remiksem. W scenie otwierającej wybrzmiewają dobrze znane nuty – snop światła wpada przez okno chatki Zbigniewa Sokolika (Mateusz Kościukiewicz), uwydatniając zarys reliktĂłw epoki: pieca kaflowego, meblościanki z płyty paĹşdzierzowej, telewizora Rubin; wskaĹşniki na aparaturze badawczej domorosłego urologa wariują; coś się zbliĹźa. Warmińskiemu Foksowi Mulderowi udaje się udokumentować anomalię, ktĂłra według niego jest niezbitym dowodem na istnienie niezidentyfikowanych obiektĂłw… podwodnych. Tak – Sokolik jest przekonany, Ĺźe kosmici wcale nie przybywają na Ziemię z kosmosu, tylko od setek tysięcy lat moszczą się na dnie Atlantyku. Na wywrotową, nawet na standardy ufologii, teorię z politowaniem patrzy przebrzmiała gwiazda telewizji, spec od zjawisk nadnaturalnych Jan Polgar (Piotr Adamczyk). Niedowiarkowi przyjdzie jednak zrewidować swoje poglądy, gdy w Truskasach prostolinijny pszczelarz Jan Kunik (Stanisław Pąk) natrafi na szwendających się po lesie "Ĺźaboludzi". Wszystko wskazuje na to, Ĺźe tym razem to nie są zwidy pijaczyny z prowincji – obcy naprawdę tu byli.  Pojawienie się kosmitĂłw w prężnie rozwijającym się (zdaniem wierchuszki) socjalistycznym kraju jest powodem do chluby władzy ludowej. Na polskim Roswell kapitał polityczny zbić chce między innymi ambitny działacz partyjny Henryk Wierusz (Adam Woronowicz). To on zleca Polgarowi zbadanie sprawy TruskasĂłw. W całej hecy chodzi jednak nie tyle o odkrycie prawdy, ile odwrĂłcenie uwagi opinii publicznej od zbliĹźającego się kryzysu. Nie bez powodu Bajon zdecydował się na drobne, acz znaczące przesunięcie czasowe i umieszczenie akcji w trakcie narodzin opozycji demokratycznej. Podczas gdy robotnicy organizują strajki głodowe, w zakładach pracy dochodzi do rozruchĂłw, a na fasadach zamiast plakatĂłw z hasłem "chcę wierzyć" wiszą banery "Solidarności", grupa poczciwych wariatĂłw prĂłbuje odpowiedzieć na odwieczne pytanie: czy jesteśmy sami we wszechświecie? Scenarzysta doskonale zdaje sobie sprawę z absurdu tej sytuacji. Stąd "Projekt UFO" jest tyleĹź fantastycznonaukowym dramatem, ile politycznym thrillerem, satyrą na autorytarną propagandę i metody socjotechniki.  Pomysły Bajona nie są Ĺźadnym novum, wszak zakotwiczone są w rzeczywistości. Choć społeczność aluminiowych kapelutkĂłw wciąż pielgrzymuje do Roswell, nie od dziś wiadomo, Ĺźe pogłoski o lądowaniu UFO w 1947 roku miały odwrĂłcić uwagę AmerykanĂłw od projektu Mogul, ktĂłrego celem było monitorowanie radzieckich testĂłw atomowych. Sam gatunek science fiction od zarania uwikłany jest w sieć politycznych kontekstĂłw. Reprezentatywna dlań "Wojna światĂłw" Herberta George’a Wellsa jest przecieĹź krytyką imperialistycznych zakusĂłw Wielkiej Brytanii, tymczasem kręcone seryjnie fantastycznonaukowe dreszczowce z lat 50. odzwierciedlały zimnowojenną paranoję oraz rosnącą nieufność wobec władzy. O ile utwory fantastycznonaukowe od lat służą za barometr społecznego niepokoju, o tyle przesłanie "Projektu UFO" jest zgodne z duchem czasu akcji, ale raczej poślednie z punktu widzenia współczesności. Pod tym względem serial Bajona wydaje się dość anachroniczny, a siła jego oddziaływania nieporĂłwnywalnie mniejsza niĹź w wypadku klasykĂłw, takich jak "Dzień, w ktĂłrym zatrzymała się Ziemia", ktĂłry celnie puentował widmo nuklearnej katastrofy lub aktualniejszej "Anihilacji", będącej podręcznikiem posthumanizmu i ekofantastyki.  Co waĹźne, Bajona bardziej niĹź fakty interesuje Zeitgeist schyłkowego PRL-u. Dlatego wydarzenia historyczne ciosa tak, aby wpasowały się w fabularną ramę. Najwierniejszy jest samej legendzie Emilcina, ktĂłrą często bezpośrednio cytuje. Najlepszym tego przykładem jest trzeci odcinek, w ktĂłrym Polgar kręci reportaĹź z miejsca bliskiego spotkania. Bajon przedstawia, jak mogła wyglądać produkcja kultowych "Odwiedzin, czyli u progu tajemnicy" – telewizyjnego dokumentu poświęconego lądowaniu UFO na LubelszczyĹşnie. W usta bohaterĂłw wkłada wypowiedzi rzeczywistych świadkĂłw zdarzenia. Dość powiedzieć, Ĺźe zeznania Jana Kunika i Jana Wolskiego są podobne kubek w kubek. Nawiązania pojawiające się w "Projekcie UFO" moĹźna mnoĹźyć, dla miłośnikĂłw polski paranormalnej to niekończąca się zabawa. W końcu Jan Polgar to tak naprawdę Zbigniew Blania-Bolnar, tyle Ĺźe ucharakteryzowany na Macieja Trojanowskiego z "Nie do wiary" (rodzimego magazynu o zjawiskach nadprzyrodzonych), Zbigniew Sokolik do złudzenia przypomina Witolda Wawrzonka, tymczasem cudaczny hipnotyzer Mamzer (Rafał Zawierucha) wyda się znajomy kaĹźdemu, kto w latach 90. dał się uwieść Anatolijowi Kaszpirowskiemu.  Fascynacja Bajona Emilcinem jest w rĂłwnym stopniu zaletą, co problemem. Trzymając się kurczowo historii pierwszego kontaktu, sabotuje niejako własny zwrot akcji. Osoby zaznajomione z losami Jana Wolskiego juĹź po pierwszym odcinku wiedzieć będą, w jakim kierunku podążył scenarzysta. Laicy teĹź prędko rozplączą supeł intrygi, poniewaĹź Bajon nieszczegĂłlnie ciasno go związał – zupełnie jakby obawiał się, Ĺźe na przestrzeni czterech odcinkĂłw nie zdąży rozwikłać tajemnicy, stąd w popłochu odsłania ją niemal w całości na półmetku. Z tego powodu historia prędko osiada na mieliĹşnie; brakuje jej po prostu suspensu. "Projekt UFO" nie jest apokaliptycznym kinem w typie "Wojny światĂłw", ani psychologicznym thrillerem pokroju "ZnakĂłw" (kto Shyamalana nie szanuje, niech go spodek trzaśnie). Jest natomiast stylowym zlepkiem inspiracji rodzimymi miejskimi legendami i popkulturą (na szczegĂłlne uznanie zasługuje sekwencja otwierająca drugi epizod, utrzymana w duchu "Strefy mroku"). Od znakomitego, retrofuturystycznego motywu muzycznego Piotra Waglewskiego przez barwne kostiumy wyciągnięte wprost z Peweksu po znakomitą scenografię (ach te boazerie, ach te lamperie) – "Projekt UFO" przypomina film nakręcony w PRL-u, lecz z zachodnim szwungiem. Szkoda tylko, Ĺźe przechadzając się po Truskasach, łatwiej poczuć się jak w skansenie niĹź w polskim Roswell.Â