Te gadżety to szaleństwo. Serio ktoś to w ogóle kupił?

To nie pierwszy raz, gdy na łamach naszego cyklu retro zajmujemy się dziwnymi dodatkami i akcesoriami do konsol i gier wideo. Dzisiaj kolejna część tego specyficznego cyklu, w którym przedstawiamy nietypowe i odjechane gadżety. Aż dziw bierze, że ktokolwiek chciał to kupić… Choć nie wszystkie z nich okazały się sukcesem komercyjnym. Spis treści: Dziwne gadżety […] Artykuł Te gadżety to szaleństwo. Serio ktoś to w ogóle kupił? pochodzi z serwisu PlanetaGracza.pl.

Kwi 17, 2025 - 06:49
 0
Te gadżety to szaleństwo. Serio ktoś to w ogóle kupił?

To nie pierwszy raz, gdy na łamach naszego cyklu retro zajmujemy się dziwnymi dodatkami i akcesoriami do konsol i gier wideo. Dzisiaj kolejna część tego specyficznego cyklu, w którym przedstawiamy nietypowe i odjechane gadżety. Aż dziw bierze, że ktokolwiek chciał to kupić… Choć nie wszystkie z nich okazały się sukcesem komercyjnym.

Spis treści:

  1. Kolejne dziwne gadżety do gier i konsol
  2. Capcom Pad Soldier
  3. Aura Interactor
  4. Sony Glasstron
  5. Game-Boy-Pocket-Sonar
  6. Steel Battalion Controller

Dziwne gadżety do konsol i gier powracają

Świat gier wideo od zawsze pełen był nie tylko kultowych tytułów i legendarnych konsol, ale też… naprawdę osobliwych gadżetów. Producenci sprzętu i akcesoriów przez lata prześcigali się w pomysłach na to, jak urozmaicić granie i przyciągnąć uwagę graczy czymś, czego wcześniej nie widzieli. Niektóre z tych wynalazków były genialne, inne – totalnie absurdalne. Jedno jest pewne: trudno przejść obok nich obojętnie. Tym bardziej dziś, gdy rynek wydaje się być mocno pozbawionym szaleństwa. Nawet nowe, nadchodzące Nintendo Switch 2 wydaje się być jakieś takie… zachowawcze. Zamiast jazdy bez trzymanki mamy liczby, moc obliczeniową i tym podobne. Jasne, to przydatne – ale nie tak ciekawe, jak odjechane gadżety.

W naszym cyklu retro wracamy właśnie do takich przedziwnych akcesoriów, które często wzbudzały więcej śmiechu i zdziwienia niż faktycznego zainteresowania na sklepowych półkach. Dziś kolejna porcja sprzętowych kuriozów — gadżetów, które powstały z myślą o fanach gier, ale nierzadko pozostawały tylko ciekawostką lub przedmiotem żartów wśród graczy. Sprawdźcie, co tym razem wygrzebaliśmy z archiwów elektronicznej rozrywki!

A jeżeli jeszcze nie zapoznaliście się z naszym poprzednim tekstem, to możecie go przeczytać tutaj. Szczególną uwagę polecamy zwrócić na… wędkę do łowienia cyfrowych ryb. Jednakże dzisiaj też nie obędzie się bez nietypowych pomysłów.

Zobacz też: Polskie Sielnt Hill? Rodzimy horror z akcją w… bloku z wielkiej płyty

Capcom Pad Soldier – gadżety dla fanów mordobicia

Capcom Pad Soldier to jeden z tych nietypowych kontrolerów, które już na pierwszy rzut oka zdradzają, że powstały z myślą o bardzo konkretnym zastosowaniu. Ten niecodzienny pad, stworzony przez Capcom w latach 90., został zaprojektowany specjalnie z myślą o grach bijatykach, a szczególnie o serii Street Fighter. Wyróżniał się ergonomiczną, choć dość kontrowersyjną konstrukcją — przypominającą nieco półksiężyc albo futurystyczną kierownicę.

Największą osobliwością Pad Soldiera był nietypowy układ przycisków. Zamiast klasycznego rozłożenia, wszystkie przyciski akcji umieszczono w dwóch rzędach na przednim panelu, dzięki czemu gracz mógł obsługiwać je obiema rękami, jakby trzymał w dłoniach miniaturowy automat arcade. Miało to ułatwiać wykonywanie skomplikowanych kombinacji ciosów i szybkie przełączanie się między atakami. Choć koncepcja była odważna, sprzęt zdobył raczej status ciekawostki niż standardowego wyposażenia graczy. Nikt nie traktował go jako poważnego wyboru do grania w popularne wówczas bijatyki. Ba, nawet dzisiaj w użyciu są konstrukcje zgoła odmienne od tej zaproponowanej przez Capcom. Trochę ślepak.

Aura Interactor – poczuj grę na własnej skórze

Aura Interactor to jeden z najbardziej oryginalnych — i szalonych — gadżetów lat 90. Ten osobliwy sprzęt był noszonym na plecach pasem wibracyjnym, który miał przenieść gracza dosłownie „do środka gry”. Urządzenie zostało stworzone przez firmę Aura Systems i zadebiutowało w 1994 roku jako pierwszy komercyjny system odczuwania efektów gry na własnym ciele. To swoją drogą znak tamtych czasów. Dzisiaj immersję rozumiemy inaczej, niż poprzez „czucie” uderzeń czy przeciążenia w świecie gry.

Jak to działało? Interactor podłączało się do wyjścia audio konsoli (np. Sega Genesis czy Super Nintendo), a specjalny analizator dźwięku wychwytywał niskie tony — czyli głównie wybuchy, uderzenia i strzały. W odpowiedzi na nie, pas wysyłał mocne wibracje do pleców gracza, dzięki czemu np. cios w grze Street Fighter II czy eksplozja w Mortal Kombat była nie tylko widoczna i słyszalna, ale też fizycznie odczuwalna.

Zobacz też: GTA VI bez tajemnic. Wszystko, co wiemy o nowej grze Rockstara

Sony Glasstron – gadżety zanim pojawiło się VR

Na długo przed tym, jak świat zachwycił się goglami VR i AR, Sony próbowało już przenieść graczy w wirtualny świat… na własny sposób. W 1996 roku na rynku pojawił się Sony Glasstron — osobliwy gadżet wyglądający jak futurystyczne okulary rodem z filmów science fiction. Wyposażony w dwa miniaturowe wyświetlacze LCD oraz słuchawki stereo, Glasstron miał sprawić, że użytkownik poczuje się jakby siedział przed ogromnym, kinowym ekranem, choć w rzeczywistości cały obraz mieścił się tuż przed jego oczami. Przyznacie, że Japończycy to lubią wymyślać.

Czy było coś jeszcze?

Glasstron nie był tylko pustym gadżetem do oglądania filmów. Sony promowało go jako urządzenie współpracujące z konsolą PlayStation — zwłaszcza przy grze MechWarrior 2, w której można było odpalić tryb „widoku z kokpitu”. W teorii brzmiało to jak przyszłość rozrywki, w praktyce… cóż, rozdzielczość 180 tysięcy pikseli na oko i nie do końca wygodna konstrukcja sprawiały, że bardziej bolały oczy niż serce z ekscytacji. Mimo wszystko Glasstron to kultowy przykład ambitnej i trochę szalonej technologii z czasów, gdy każdy chciał być o krok przed konkurencją — choćby na chwilę.

Zobacz również: Gra bezpowrotnie znika ze Steam. Jeśli odbierzcie ją za darmo teraz, pozostanie Wasza

Game Boy Pocket Sonar

W świecie dziwacznych i oryginalnych gadżetów do gier wideo Game Boy Pocket Sonar zajmuje miejsce szczególne. To nie był zwykły kontroler do wirtualnych połowów, jak te, które pamiętamy z Nintendo 64, Switcha czy Dreamcasta. Wydane wyłącznie w Japonii przez firmę Bandai urządzenie faktycznie… pomagało łowić prawdziwe ryby. Do klasycznego Game Boya podpinano specjalną przystawkę sonarową, która pozwalała użytkownikowi sprawdzić, co naprawdę pływa pod taflą wody. Tak wiecie, w świecie rzeczywistym, a nie tylko grach wideo. Brzmi odjechanie? Owszem.

Na tym jednak nie koniec. Pocket Sonar miał wbudowaną encyklopedię ryb oraz mini-grę wędkarską, którą można było odpalić w chwilach, gdy ryby nie brały. To niezwykle osobliwy pomysł — zamiast typowego kontrolera, dostaliśmy przenośny sonar i elektronicznego przewodnika dla wędkarzy w jednym. Do dziś pozostaje jednym z najbardziej nietuzinkowych przykładów na to, jak kreatywnie wykorzystywano możliwości konsol przenośnych lat 90.

Steel Battalion Controller

Steel Battalion to jedna z tych gier, o których wciąż mówi się z niedowierzaniem. Wydana pierwotnie na pierwszego Xboxa, była na pierwszy rzut oka kolejnym symulatorem pilota wielkiego mecha. Tyle że Capcom postanowił pójść o kilka kroków dalej — i stworzył do niej absolutnie szalony kontroler. Zamiast zwykłego pada, gracze dostali ogromny kokpit z dwoma joystickami, 35 przyciskami i trzema pedałami. Tak, 35 przycisków. Wyglądało to bardziej jak panel sterowania w prawdziwym robocie bojowym niż sprzęt do gry. I choć nikt od Capcomu tego nie wymagał — oni po prostu musieli zrobić coś tak odjechanego.

Zobacz też: DOOM: The Dark Ages — Pre-order taniej! Korzystna oferta na PC

Dla wielu graczy Steel Battalion to dziś prawdziwy biały kruk. Samo zdobycie tej wielkiej konsolowej „deski rozdzielczej” graniczy z cudem, a przecież trzeba jeszcze znaleźć sprawnego, oryginalnego Xboxa — bo kompatybilności z Xbox 360 brak. Zamiast tego, na nowszej konsoli pojawił się duchowy następca: Steel Battalion: Heavy Armor. Niestety, obsługiwany przez Kinecta okazał się spektakularnym rozczarowaniem, bo nijak nie dorastał do kultowego pierwowzoru z epickim kontrolerem.

Źródło: Opracowanie własne

Artykuł Te gadżety to szaleństwo. Serio ktoś to w ogóle kupił? pochodzi z serwisu PlanetaGracza.pl.