
Żona szefa, byli i niedoszli radni, krewni i znajomi wraz z rodzinami. To klucz, wedle którego niektórzy deputowani PiS zatrudniają swoich asystentów w Parlamencie Europejskim. Wychodzi na to, że tak chronią swoich zaufanych ludzi przed utratą zarobków po stracie władzy. Przyjrzałem się, kto znalazł zatrudnienie w "drugim szeregu".
Jeśli co jakiś czas śledzicie, a trudno nie śledzić, ostatnie perypetie Zbigniewa Ziobry, możecie być zdziwieni faktem, ile czasu spędza w Brukseli. Były minister sprawiedliwości na wywiad do TV Republika (zamiast przed oblicze sejmowej komisji śledczej) jechał ponoć całą noc autem bezpośrednio z Brukseli. Jakie jest rozwiązanie zagadki tej podróży?
Otóż jego małżonka, czyli Patrycja Kotecka-Ziobro jest bodaj najsłynniejszą asystentką w historii polskich eurodeputowanych. Zrobiło się o niej głośno po tym, jak usiłowała zmrozić wzrokiem europosła Krzysztofa Brejzę. Patrycja Kotecka-Ziobro jest asystentką Patryka Jakiego, Jacka Ozdoby oraz Daniela Obajtka. To też żona szefa dwóch z nich, bo przecież Jaki i Ozdoba to członkowie partii i byli podwładni Ziobry.
– No to jest bardzo już wątpliwe – stwierdza w rozmowie z naTemat.pl europoseł Krzysztof Brejza. O incydencie, podczas którego żona Ziobry próbowała nagrywać jego rozmowę z Dariuszem Jońskim, pisaliśmy kilka dni temu. Brejza mówi, że początkowo nie miał pojęcia, z kim ma do czynienia.
– Widziałem ją pierwszy raz w życiu i nie wiedziałem, kim jest. Myślałem, że to jakaś dziennikarka z innego kraju. Przyglądała mi się tak bardzo intensywnie, wręcz dziwnie.
I dopiero przez to jej "dzikie spojrzenie w oczy" zrozumiałem, że to nie jest żadna Włoszka, Hiszpanka, tylko może to być właśnie pani Ziobrowa – relacjonuje Krzysztof Brejza.
– Byłem zdziwiony, jak gazety pisały, że ona pracuje w Parlamencie Europejskim. My tu spędzamy naprawdę bardzo dużo czasu, często kończymy o godzinie 22:00, 23:00. To naprawdę jest robota po 12 godzin dziennie. Mówię to całkiem serio, chociaż wyobrażenia są różne. Spotkań jest dużo, znamy się. Podczas tego zdarzenia widziałem Patrycję Kotecką-Ziobro w parlamencie po raz drugi w ciągu pół roku. Nawet politycy PiS komentowali, że to jest nie tyle nieprzyzwoite, co po prostu wstyd, że żona byłego ministra biega na konferencje, nagrywa i prowokuje – dodaje inny polski eurodeputowany, Dariusz Joński.
Podkreśla, że sam zaprosił do współpracy w Parlamencie Europejskim tylko osoby, które tam pracowały, mają wiedzę i doświadczenie.
– Nie zaprasza się żony kolegi albo męża koleżanki. Zresztą pamiętam, jak politycy PiS gardłowali w poprzedniej kadencji, że Polska powinna nie płacić składek. A Kowalski
z tej partii mówił, że trzeba zrobić Brexit, nawet wskazywał datę. Teraz pełnymi garściami korzystają z wszystkich dobrodziejstw Parlamentu Europejskiego i upychają ludzi, którzy są po ich stronie. Nie bez kozery mówiło się o tym, że Mateusz Morawiecki zostaje szefem grupy EKR, bo będą mogli sobie tam przyjąć jeszcze kilka osób i że to jest skok na kasę. No właśnie też mam takie wrażenie, jak widzę jakie tam są osoby – mówi Dariusz Joński.
Deputowany Brejza podkreśla, że samo "współdzielenie asystentów" jest dopuszczalne
i wielkiej sensacji w tym nie ma. Zdarza się, że jeden asystent obsługuje sprawy kilkorga deputowanych. Jego rola jest odpowiedzialna i złożona.
– To osoba, która obsługuje całość pracy merytorycznej europosła – bardzo poważne zadanie. Taka osoba pomaga np. w pracach komisji, w przygotowaniach, ma masę obowiązków – wylicza Brejza. I jest tym bardziej zdziwiony działaniem Koteckiej-Ziobro.
– Mówimy o żonie ministra sprawiedliwości i o sytuacji, w której pan Ozdoba rozbijał konferencję prasową. Widać było jej duże zaangażowanie w to działanie. To po prostu dziwne – dodaje.
Gra toczy się o spore pieniądze
Wśród asystentów deputowanych z PiS znajdziemy wiele ciekawych nazwisk. Z pobieżnego przejrzenia wyłania się wniosek: pełno tam niedoszłych radnych PiS
z różnych gmin, miast i sejmików. Ludzi powiązanych z poprzednią władzą, ludzi związanych z partią Kaczyńskiego. Jest też oczywiście grupa prawników, tłumaczy, osób od lat pracujących w Brukseli, słowem: profesjonalistów.
Nie da się nie zauważyć, że pensja asystenta w europarlamencie, szczególnie jak na polskie warunki, jest wyjątkowo atrakcyjna. Akredytowani asystenci są zatrudniani na podstawie umowy bezpośredniej z Parlamentem Europejskim.
Pracują w jednej z trzech siedzib PE: w Brukseli, Strasburgu lub Luksemburgu. Eurodeputowani mogą zatrudnić do trzech, a w szczególnych okolicznościach do czterech akredytowanych asystentów. Asystent zarabia miesięcznie (w zależności od grupy zaszeregowania) od kilku do nawet 10 000 euro (czyli według obecnego kursu nawet do 41 600 zł).
Radni, krewni, znajomi i dzieci znajomych
Jednym z bardziej rozpoznawalnych deputowanych z PiS jest Adam Bielan. Po aferze
z dofinansowaniami z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju został przez PiS schowany. Przypomnijmy: chodziło m.in. o niejasne przyznawanie wielomilionowych dotacji, rozbuchane wydatki służbowe i mnożenie kosztów.
Doprowadziło to do dymisji wiceministra funduszy i polityki regionalnej Jacka Żalka, który przez długi czas odpowiadał w resorcie za nadzór nad NCBiR. Były wiceminister nawiązał m.in. do opisanej przez Onet akcji "Czarny węgiel", która miała zabezpieczać finansowo Partię Republikańską na wypadek przegranych wyborów parlamentarnych.
Po tej aferze ludzie Bielana mieli nie wrócić do ani Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, ani do Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej. A jednak: w 2023 roku "najwierniejsza asystentka Bielana" – jak mówił Dariusz Joński jeszcze jako poseł KO – została powołana na funkcję wiceministra funduszy i polityki regionalnej. Była wiceminister powróciła potem na stanowisko asystentki Bielana w PE.
Należy też wspomnieć o asystencie Mariusza Kamińskiego. Sławomir Moćkun był kiedyś asystentem posła Aleksandra Szczygły. W październiku 2007 roku wystartował
w konkursie na specjalistę ds. marketingu i PR w Agencji Mienia Wojskowego. Został przyjęty na to stanowisko. Krótko po tym został dyrektorem olsztyńskiego oddziału terenowego AMW. Był również asystentem Anny Fotygi w europarlamencie. Już wtedy
w otoczeniu Fotygi była też Elżbieta Moćkun, czyli obecna asystentka Michała Dworczyka.
Deputowana Małgorzata Gosiewska postawiła na działaczy samorządowych. Anna Katarzyna Makuch to niedoszła radna PiS w jednym z sejmików, z kolei Marek Wojciech Makuch to warszawski działacz samorządowy PiS.
Prawdziwe talenty ma w swoim otoczeniu Patryk Jaki. Jego asystentką jest oczywiście Patrycja Kotecka-Ziobro. Ale kolejną jego przyboczną jest Anna Kantor-Kilian. Zrobiło się o niej głośno rok temu, gdy została główną specjalistką w departamencie współpracy międzynarodowej podlaskiego urzędu marszałkowskiego. Wcześniej była podkarpacką kandydatką z listy PiS do Sejmu i tamtejszego sejmiku.
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", w 2018 r. Kantor-Kilian miała wpłacić na rzecz Solidarnej Polski (potem Suwerennej Polski następnie wchłoniętej przez PiS) 25 tys. zł i została zatrudniona w wydziale wymiaru sprawiedliwości i spraw wewnętrznych stałego przedstawicielstwa RP przy Unii Europejskiej w Brukseli.
Jej mąż Przemysław Kilian był wtedy asystentem europosłanki Suwerennej Polski Beaty Kempy. Teraz zaś asystuje Jackowi Ozdobie (obok oczywiście wspomnianej Patrycji Koteckiej-Ziobro).
Koteckiej-Ziobro w obsłudze Patryka Jakiego pomaga Maciej Szota. To były właściciel kebabowni w inowrocławskiej Galerii Solnej i radny. Kiedy do władzy doszła Zjednoczona Prawica, kariera Szoty przyspieszyła. Dostał posadę zastępcy dyrektora Departamentu Badań i Rozwoju PGNiG, potem przeniósł się na fotel dyrektor Departamentu Innowacji i Rozwoju Biznesu. Asystentem Jakiego został już w 2019 roku.
Europosłem jest też Piotr Müller, który za poprzedniej władzy piastował stanowisko rzecznika rządu Mateusza Morawieckiego. Do współpracy zaprosił swoją koleżankę
z Centrum Informacyjnego Rządu, Martę Michalską oraz Karola Rzęsiewicza, człowieka wielu talentów.
Rzęsiewicz był stewardem linii lotniczych Emirates, pracował także w dyskontach spożywczych oraz przy akwizycji ubezpieczeń. Potem (na nieco ponad rok) został asystentem sędziego, a następnie powierzono mu sprawowanie funkcji… dyrektora Departamentu Prawa Europejskiego w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Co ciekawe, Rzęsiewicz dwukrotnie dostał od neo-KRS rekomendację do awansu do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, choć nie spełniał wymogów formalnych stawianych kandydatom – nigdy nie był sędzią.
Jak przypomina Onet.pl, Rzęsiewicz za rządów Zbigniewa Ziobry w ciągu mniej więcej dwóch lat z urzędnika został naczelnikiem, wicedyrektorem, a potem dyrektorem Departamentu Prawa Administracyjnego.
Rzęsiewicz studia prawnicze zrobił zaocznie, udzielał się też w kierowanej przez Patryka Jakiego (a potem Sebastiana Kaletę) Komisji Weryfikacyjnej, badającej reprywatyzację w Warszawie.
Przeglądając listę asystentów deputowanych PiS, znaleźliśmy też żonę Tomasza Poręby. Tego samego, który odszedł z polityki w zeszłym roku. Stało się to tuż po ujawnieniu jego chorwackiego biznesu. Okazało się, że Poręba wynajmuje w Chorwacji luksusowe apartamenty i ma tam sporo nieruchomości. Nie wpisywał ich w oświadczenia majątkowe lub zaniżał ich wartość. Nie za bardzo też wiadomo, za co je kupił. Potem wyszły na jaw kolejne afery z jego udziałem.
Przynajmniej jego żona Agnieszka Poręba została w Brukseli. Jako asystentka pracuje zresztą od dawna, w poprzednich kadencjach prowadziła biuro włoskiego deputowanego.
Na listach asystentów posłów polskiej prawicy zauważyliśmy jeszcze jedno ciekawe nazwisko. Dla trójki deputowanych (Tobiasza Bocheńskiego, Patryka Jakiego i Marleny Maląg) pracuje Jan Piątek. Okazuje się, że do 2023 roku był on operatorem w TVP. Zajmował się też fotografią ślubną, portretową i sportową.
Kogo nie znaleźliśmy na listach asystentów?
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, polskim deputowanym wystawionym przez PiS nie asystuje Jacek Kurski. Odnotowaliśmy, że wśród asystentów nie ma też Michała Stawiarskiego. To syn marszałka województwa lubelskiego, Jarosława Stawiarskiego
z PiS.
Junior pracował jako asystent dla niedawnej europosłanki Beaty Mazurek. Polityczka w ostatnich wyborach do PE już jednak nie wystartowała, co było efektem partyjnej układanki prezesa ("jedynką" z Lubelszczyzny został Mariusz Kamiński - red.).
Ale Stawiarski senior umiał się odwdzięczyć i dał Beacie Mazurek posadę szefowej spółki Lubelskie Dworce. Dzięki niemu była europosłanka nie została na lodzie.