
Pamiętacie lata świetności serialu „H2O wystarczy kropla”, gdy wraz z koleżankami chodziłyście na basen i machałyście nogami jak szalone, udając, że te marne kulasy to syreni ogon? Pamiętacie przekonanie, że gdy inni zostaną nudnymi pracownikami biura, wy będziecie zdobywać oceaniczne głębiny w drodze na wyspie Mako?
Jeśli odpowiedź na choć jedno z pytań to „tak”, z pewnością ucieszy was wieść, że istnieje sport dla syrenek – mermaiding. To dyscyplina sportu popularna w Azji, która od kilku lat zyskuje uznanie również w Polsce.
I choć brzmi jak raj dla fanek Rikki, Chleo i Emmy, mermaiding nie jest wcale taki prosty – wymaga silnych mięśni brzucha i umiejętności nurkowania.
– To nie jest proste tak pływać w monopłetwie – zauważa jedna z syren, która wzięła udział w pierwszym ogólnopolskim zlocie syren w Bydgoszczy. Choć raczej powinnam napisać: „w ogólnopolskim spływie” (to było potrzebne, przepraszam).
– Każdy, kto chce zacząć przygodę z marmaidingiem, powinien przyjść i odbyć zajęcia z instruktorem – dowiadujemy się z bydgoskiej relacji.
Jeśli chcecie zachować w sobie resztki dziecka, nie czytajcie dalej. A jeśli zgorzknieliście do reszty, zdradzam syrenie kulisy.
Pod tym kolorowym ogonem jest ciężka kauczukowa (lub z innego materiału) monopłetwa, która scala nogi, a na to naciągnięty jest ogon.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.