Niezwykła historia geniusza
Samochody, do których przyłożył rękę, wygrały ponad 220 Grand Prix i zdobyły 26 tytułów mistrzowskich w Formule 1. Adrian Newey jest niekwestionowanym geniuszem i wciąż potrafi w pojedynkę nadać odpowiedni kurs podlegającym mu setkom speców od aerodynamiki oraz innych obszarów projektowania – nawet w erze komputerów, symulacji oraz zespołów, w których pracuje tysiąc, a nie […]

Samochody, do których przyłożył rękę, wygrały ponad 220 Grand Prix i zdobyły 26 tytułów mistrzowskich w Formule 1. Adrian Newey jest niekwestionowanym geniuszem i wciąż potrafi w pojedynkę nadać odpowiedni kurs podlegającym mu setkom speców od aerodynamiki oraz innych obszarów projektowania – nawet w erze komputerów, symulacji oraz zespołów, w których pracuje tysiąc, a nie kilkadziesiąt osób.
Wciąż jest aktywną postacią w sporcie, a o jego pozycji niech świadczy zainteresowanie całego świata F1, gdy gruchnęły wieści o jego przenosinach z Red Bulla do Astona Martina. Większy szum wywołał tylko transfer Lewisa Hamiltona z Mercedesa do Ferrari, ale kto wie, czy większego wpływu na wyniki i układ sił w stawce nie będzie miała przeprowadzka Neweya z Milton Keynes do Silverstone.
KSIĄŻKĘ ADRIANA NEWEYA MOŻESZ ZAMÓWIĆ POD TYM LINKIEM.
A wiecie, że kiedyś wyleciał ze szkoły? To musiała być ciekawa „buda”, skoro wydalono z niej także Jeremy’ego Clarksona. Na szczęście Adrian spotykał na swej drodze odpowiednich ludzi, dzięki którym mógł realizować swoją pasję – motoryzacja swoją drogą, ale chodziło także o szeroko pojęte kombinowanie, poszukiwanie nieszablonowych rozwiązań, niestandardowe myślenie… I właśnie z tych zdolności robi od lat fantastyczny użytek.
Pomysły spod prysznica albo z długich podróży lotniczych stawały się fundamentami sukcesów nie tylko w F1, ale także w IndyCar czy wyścigach samochodów sportowych. Przełomowe rozwiązania techniczne przelewał własnoręcznie na przypięte do deski kreślarskiej arkusze – w takim tempie, że czasami asystenci nie nadążali z ich skanowaniem i wprowadzaniem do systemów komputerowych.
Nie wszystkie okazywały się udane. Newey przechodził także przez różne kryzysy, które dopadały go na różnych etapach kariery. Był początkowo nieudany projekt w zespole Leyton House, był Williams FW16 czy McLaren MP4-18 – jednak stosunek konstrukcji genialnych do nieudanych wciąż jest dla Neweya imponująco korzystny.
Pytacie, czy długo wyczekiwana książka „Jak zbudować samochód”, jest lekturą dla maniaków wyścigowej techniki, czy może Newey zawarł w niej także różne anegdoty i historie ze swej bogatej kariery.
Jest to pozycja dla każdego fana Formuły 1. Znajdziecie w niej własnoręczne rysunki różnych rozwiązań technicznych, które rodziły się w nadzwyczaj płodnym umyśle technicznym Neweya. Poznacie także jego opinie i wspomnienia z współpracy z różnymi kierowcami – jak Nigel Mansell, Damon Hill czy Mika Häkkinen. Dowiecie się, jakimi szefami byli Frank Williams, Patrick Head czy Ron Dennis – i jak przebiegały rozstania z Williamsem i McLarenem.
Adrian dzieli się z nami także swoimi rozterkami – nie tylko wokół wspomnianych wyżej porażek konstrukcyjnych, ale także po największej tragedii, która może spotkać projektanta samochodu F1. Śmierć Ayrtona Senny w maszynie, za którą Newey był technicznie odpowiedzialny, mocno nim wstrząsnęła, a jego odczucia i wersję wydarzeń oczywiście poznacie z kart tej książki.
Poza atmosferą wyścigowej rywalizacji, Newey poświęca także sporo przestrzeni swojemu życiu prywatnemu. Szkolne przygody, historia nieudanych związków, własne próby startów za kierownicą, problemy rodzinne – w taki sposób otrzymujemy niemal kompletny obraz człowieka, którego konstrukcje tworzyły i nadal tworzą historię Formuły 1.
Kolejna wyścigowa pozycja na naszym rynku jest zatem zdecydowanie godna polecenia. Ponownie miałem przyjemność współpracować z Wydawnictwem SQN przy przygotowaniu polskiej wersji. Pytacie czasami, na czym polega ta współpraca – otóż zajmuję się redakcją merytoryczną. Tłumacze książek oraz ich redaktorzy nie muszą być fachowcami w danej dziedzinie, więc przydaje im się pomoc w tak wąskich i wyspecjalizowanych tematach, jak F1. Słownictwo, konkretne terminy – nad tym wszystkim pracujemy wspólnie, abyście otrzymali jak najlepszy jakościowo produkt. Czasami właściwe przetłumaczenie fragmentów książki wymaga szerszej znajomości kontekstu czy sytuacji. Przyznaję też bez fałszywej skromności, że zdarzają się sytuacje, w których trzeba… poprawić oryginał. W tym przypadku nie było tego aż tak wiele, jak u Willa Buxtona, ale w polskim wydaniu nie przeczytacie np, że Alain Prost trafił do Williamsa jako dwukrotny mistrz świata, a w sezonie 1996 rozgrywano kwalifikacje w formacie jednego okrążenia, z paliwem na pierwszą część wyścigu.
Wystarczy jednak tej wydawniczej kuchni – wspomnienia Adriana Neweya, mimo że jego kariera jeszcze trwa i powstają jej kolejne rozdziały, są lekturą obowiązkową. „Jak zbudować samochód” po prostu musicie mieć na półce.
Fragment książki, dobrze ilustrujący balans pomiędzy technicznymi konkretami a warstwą anegdotyczną:
W trakcie weekendu w Malezji sprawa z podwójnym dyfuzorem stanęła na ostrzu noża, gdy my, Red Bull, dołączyliśmy do diabelskiego sojuszu Ferrari z McLarenem i również złożyliśmy protest wymierzony w Brawna. Pod koniec tego weekendu nie ulegało już wątpliwości, że podwójne dyfuzory zostaną uznane za legalne, więc postanowiłem nie jechać na Grand Prix Chin, trzeci wyścig sezonu.
Zostałem w kraju, wziąłem się do pracy i rozpocząłem badania nad naszą własną wersją podwójnego dyfuzora. Jasne było, że daje on istotną przewagę osiągów, więc musieliśmy znaleźć sposób umieszczenia tego rozwiązania w naszym samochodzie, choć nie był on projektowany z myślą o nim.
Tak oto przegapiłem nasze pierwsze zwycięstwo w wyścigu.
Grand Prix znów odbywało się w deszczu. Sebastian ruszał z pole position, Mark z trzeciego pola. Na dystansie wyścigu nasz samochód był najszybszy. Mark miał o tyle trudniej, że musiał wyprzedzić Buttona w Brawnie. Zdecydował się na śmiały manewr i w jednym z szybszych zakrętów objechał go po zewnętrznej. Tak oto wyszedł na drugie miejsce, dzięki czemu nie tylko wygraliśmy ten wyścig, ale też wywalczyliśmy pierwszy dublet.
Żeby wyjść na czoło, jak najszybciej potrzebowaliśmy podwójnego dyfuzora. Pierwsze próby odbyły się w Monako, ale niestety okazało się, że źle spasowaliśmy części. Poświęciliśmy za mało czasu na analizę nacięć na elementach nadwozia, nie zadbaliśmy o odpowiednią jakość, a ja zbyt pospiesznie opracowałem aerodynamikę. Owszem, samochód był szybszy, ale nie był to tak wielki skok osiągów, jakiego oczekiwaliśmy.
W wyścigu Sebastian się rozbił, Mark był piąty, a wygrał znów Button.
W Turcji również nie wygraliśmy, ale pojechaliśmy tam dobrze. Na Silverstone mieliśmy w końcu bardziej przemyślaną wersję podwójnego dyfuzora. Nie było łatwo, bo skrzynia biegów i tylne zawieszenie nie były projektowane z myślą o tym rozwiązaniu. Mimo wszystko analizy w tunelu aerodynamicznym pokazywały duży krok naprzód. Silverstone jest szybkim torem, na którym nasz samochód okazał się szczególnie mocny. Wywalczyliśmy pole position, a potem Sebastian i Mark odjechali reszcie stawki. Wygrali z bardzo dużą przewagą.
Wreszcie mieliśmy samochód, który mógł wygrywać z Brawnem czystym tempem i na Silverstone dokładnie tak się stało – po wielu długich dniach i nocach poświęconych projektowaniu nowych rozwiązań, które trzeba było potem wyprodukować, ten spędzony na naszym domowym torze weekend był dla nas bardzo satysfakcjonujący.
To właśnie po tym wyścigu Christian urządził imprezę. W międzyczasie kupił starą plebanię w ślicznej wiosce w Oxfordshire i postanowił, że w niedzielę wieczorem zaprosi tam zespół wyścigowy oraz innych znajomych i krewnych. Było nas tam pewnie z 50 osób.
Pojawił się również Joe Macari, mój znajomy, który przyjechał nowiutkim Ferrari California. Po jednym czy dwóch (a może czterech) drinkach postanowiłem uczcić nasze zwycięstwo. Zwędziłem kluczyki do Ferrari i poszedłem kręcić bączki na trawniku Christiana, gdy wszyscy w najlepsze słuchali muzyki.
Tę historię znakomicie opowiada Mark. Twierdzi, że z namiotu wyglądało to jak stroboskop: przednie światła, tylne światła, Ferrari kręcące się w kółko…
Ludzie zaczęli powoli wychodzić, żeby popatrzeć. Zrobiłem chyba z 30 bączków, zanim wysiadłem z samochodu i zebrałem oklaski. Potem, cóż… po prostu zostawiłem Ferrari Joe na trawniku.
„Trawniku”, hmmm… Zostałem u Christiana na noc. Gdy obudziłem się rano z raczej bolącą głową, wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że to, co nazwałem tu trawnikiem, zamieniło się w brązowe, błotniste kręgi. Co zrozumiałe, Christian mi wybaczył… jakieś trzy lata po fakcie.
„Jak zbudować samochód”
Autor Adrian Newey, tytuł oryginału „How to build a car”
Wydawnictwo Sine Qua Non
420 stron, oprawa twarda
Cena 89,99 zł