NBA: Rzucał do kosza, a Budenholzer się wściekał? Kolejny gwóźdź do trumny Suns
Delikatnie rzecz ujmując, miniony sezon regularny nie był najbardziej udanym w historii Phoenix Suns. Drużyna, w składzie której są Bradley Beal, Kevin Durant i Devin Booker miała wziąć Zachód szturmem, tymczasem zakończyła rozgrywki na jedenastej lokacie, co nie dało podopiecznym Mike’a Budenholzera nawet szansy gry w turnieju play-in. Doświadczony szkoleniowiec niemal z miejsca stracił pracę, […] The post NBA: Rzucał do kosza, a Budenholzer się wściekał? Kolejny gwóźdź do trumny Suns first appeared on PROBASKET.

Delikatnie rzecz ujmując, miniony sezon regularny nie był najbardziej udanym w historii Phoenix Suns. Drużyna, w składzie której są Bradley Beal, Kevin Durant i Devin Booker miała wziąć Zachód szturmem, tymczasem zakończyła rozgrywki na jedenastej lokacie, co nie dało podopiecznym Mike’a Budenholzera nawet szansy gry w turnieju play-in. Doświadczony szkoleniowiec niemal z miejsca stracił pracę, czemu trudno się dziwić. Nie dość, że nie potrafił sprostać mistrzowskim aspiracjom, to jeszcze niektóre jego decyzje można śmiało określić mianem kontrowersyjnych.
Początek wydawał się jeszcze obiecujący. Niestety, potem było już tylko gorzej i drużyna, która rozpoczęła sezon od bilansu 8-1, skończyła go z wynikiem 36-46, przerywając tym samym czteroletnią passę awansów do fazy play-off. Nie może dziwić, że odpowiedzialny za wyniki Phoenix Suns Mike Budenholzer został zwolniony, o czym pisaliśmy już w tym miejscu.
W trakcie zakończonej niedawno kampanii 55-latek był szeroko krytykowany, głównie za brak stabilnej rotacji zawodników, niekonsekwentne decyzje personalne i problemy z komunikacją z kluczowymi graczami pokroju na przykład Jusufa Nurkicia, który ostatecznie odszedł do Charlotte Hornets. No i co najważniejsze – pomimo obecności w rosterze wielkiego trio w postaci Bradleya Beala, Kevina Duranta i Devina Bookera, mistrz NBA z 2021 roku nie zdołał spełnić wysokich oczekiwań władz zespołu z Arizony.
Czasem wydawało się wręcz, że decyzje Budenholzera zależą od tego, którą nogą rano wstał z łóżka. Jednym z tych, którzy najbardziej ucierpieli na „widzimisię” swojego pryncypała był bez cienia wątpliwości Bol Bol. W minionym sezonie był taki okres, gdy syn legendarnego Manute’a wywalczył sobie stałe miejsce w rotacji Suns i spisywał się co najmniej przyzwoicie. Mowa o 16 meczach rozegranych na przełomie lutego i marca, gdy 25-latek aż 10 razy wychodził na parkiet w pierwszej piątce. Wnosząc do gry dodatkowe pokłady ofensywy i swój niebotyczny zasięg, notował średnio 11,3 punktu, 4,9 zbiórki i 1,4 bloku na mecz trafiając przy tym 51,1% wszystkich rzutów z gry, w tym 34,7% zza łuku.
Wydawało się nawet, że może ten sezon wreszcie będzie przełomowym w karierze Bola, którą do tej pory można określić mianem perfekcyjnej sinusoidy. Problem w tym, że zanim olbrzymi podkoszowy miał szansę na coś więcej, nagle z nieznanych dotychczas przyczyn wypadł z rotacji. Według najnowszych informacji, nie miało to związku z jego postawą na parkiecie. Zamiast tego po prostu… podpadł trenerowi.
– Suns grali akurat z Rockets, gdy Steven Adams i Mason Plumlee wdali się w przepychankę, taką małą szarpaninę na parkiecie. Zawodnicy zaczęli podbiegać, żeby ich rozdzielić, [ale] Bol w tym czasie jak gdyby nigdy nic robił layupy. Nie był w ogóle zainteresowany zamieszaniem. Moje ligowe źródła doniosły, że Budenholzer był wściekły, gdy zobaczył, że Bol nie stanął w obronie swojego kolegi z drużyny. To właśnie od tego momentu zawodnik, który przez ponad miesiąc był kluczowym elementem rotacji, wypadł z niej już do końca sezonu – poinformował w swoim programie Chris Haynes.
Wiadomo, że w drużynie powinna panować zasada „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, ale czy reakcja Budenholzera nie była nazbyt przesadzona? Przepychających się próbowało rozdzielić już tylu zawodników i trenerów obu drużyn, że Bol najwidoczniej uznał, iż nawet ze swoimi gabarytami nie jest już tam potrzebny, więc nie ma sensu się pchać. Najwidoczniej były już szkoleniowiec Suns uznał to za niewybaczalne zachowanie.
Od tamtego meczu gracze Phoenix wyszli na parkiet jeszcze 16 razy, a 25-latek dostawał już tylko ogony w sześciu spotkaniach, w których w sumie spędził na placy gry niespełna pół godziny. Nawet gdy Suns stracili już szansę na cokolwiek, nie zwiększyło to liczby minut dla sudańskiego podkoszowego. Mówiło się wręcz, że niecałe pięć minut, jakie dostał w ostatnim meczu sezonu przeciwko Sacramento Kings było jego ostatnim występem w trykocie Słońc, chociaż może teraz sytuację zmieni odejście Budenholzera.
Dla tego ostatniego scysje z Bolem czy przywoływanym wcześniej Nurkiciem to nie jedyne tego typu incydenty. Haynes informował już wcześniej, że relacje trenera z Bookerem również nie należały do idealnych, a jakby tego było mało, Budenholzer miał totalnie podpaść Bealowi, którego poprosił, by pełnił w zespole podobną rolę do tej, jaką w jego mistrzowskich Milwaukee Bucks odgrywał Jrue Holiday. Atmosferze panującej w PHX Arena daleko było do sielankowej.
– Ta wersja Phoenix Suns nie zadziałała. Jest wiele powodów, dla których trenera Buda nie ma już z nami. Nie będę wchodził w szczegóły, ale zdecydowanie uważam, że powinniśmy wygrać znacznie więcej meczów i być o wiele bardziej konkurencyjni w trakcie tych spotkań. Życzę mu wszystkiego najlepszego, ale to był zły trener dla naszej organizacji i tej drużyny, a na koniec dnia możecie obwiniać za to mnie, bo to ja jestem właścicielem – powiedział właściciel Suns, Mat Ishbia, który wyraźnie dał do zrozumienia, że kibice drużyny latem mogą oczekiwać daleko idących zmian.
Szczególnie biorąc pod uwagę ostatnie zdanie, nie mógł tego lepiej ująć. W końcu powszechnie wiadomo, że ryba psuje się od głowy. Ishbia liczył, że jego zasoby finansowe i doświadczenie biznesowe pozwolą przywrócić drużynę na szczyt. By to osiągnąć, sprowadził do zespołu gwiazdy pokroju Beala czy Duranta, oczekując na szybki sukces. Czas pokazał, że właściciel Suns zdecydowanie się przeliczył, myśląc, że zasobny portfel wystarczy, by zawojować NBA.
Chciał osiągnąć wynik na tu i teraz, ale w dzisiejszych czasach to już tak chyba nie działa. Same nazwiska nie grają. Zdecydowanie bardziej liczy się chemia drużyny, odpowiednia rotacja, głębia składu i fachowiec, który nie będzie zgrywał ważniaka, a po prostu poukłada wszystkie klocki na swoich miejscach. Dla ekipy z Arizony to jeszcze nie ten moment. Jak widać na załączonym obrazku, pieniądze szczęścia nie dają (chociaż akurat trener Bud, który mimo zwolnienia wciąż będzie pobierał apanaże z Phoenix, może mieć inne zdanie).
Wspieraj PROBASKET
The post NBA: Rzucał do kosza, a Budenholzer się wściekał? Kolejny gwóźdź do trumny Suns first appeared on PROBASKET.