Kościół abdykujący. Co naprawdę oznaczało odejście od koronacji papieskiej?
Zniesienie koronacji z całą pewnością służy przemodelowaniu również misji papieskiej, a w każdym razie jej rozumienia. Mam na myśli to, że koronacja w sposób niezwykle mocny i dobitny wyraża władzę rządzenia Kościołem. Ta władza jest obowiązkiem Biskupa Rzymskiego. Kościół musi mieć kogoś, kto rządzi. Natomiast nowoczesna i postępowa teologia liberalna mówi o tzw. posłudze Piotrowej […] Artykuł Kościół abdykujący. Co naprawdę oznaczało odejście od koronacji papieskiej? pochodzi z serwisu PCH24.pl.

Zniesienie koronacji z całą pewnością służy przemodelowaniu również misji papieskiej, a w każdym razie jej rozumienia. Mam na myśli to, że koronacja w sposób niezwykle mocny i dobitny wyraża władzę rządzenia Kościołem. Ta władza jest obowiązkiem Biskupa Rzymskiego. Kościół musi mieć kogoś, kto rządzi. Natomiast nowoczesna i postępowa teologia liberalna mówi o tzw. posłudze Piotrowej i próbuje sprowadzić rządzenie Kościołem do misji nauczycielskiej, misji zachęcania, podpowiadania, czy animowania ludu. Mówiąc krótko, po to się znosi koronację, żeby stworzyć wrażenie, iż dokonało się przeobrażenie władzy papieskiej poprzez odejście od rządzenia na rzecz nauczania. I to jest w największym skrócie sens porzucenia obrzędu koronacji – podkreśla prof. Marek Kornat. Rozmawia Tomasz D. Kolanek.
Szanowny Panie profesorze, pierwsza potwierdzona koronacja papieska odbyła się w roku 858, a ukoronowanym papieżem został Mikołaj I. Dlaczego dopiero osiem wieków po pierwszym papieżu, jakim był Święty Piotr, nastąpiła ceremonia koronacji papieskiej?
Wszystko powstawało w przeciągu czasu, w drodze ewolucji. To samo możemy przecież powiedzieć o samej liturgii naszego Kościoła, liturgii rzymskiej skodyfikowanej, jak wiemy, dopiero po wielu stuleciach, w XVI wieku, w 1570 roku, w Mszale Świętego Piusa V, ale w podstawach swoich „zorganizowanej” od czasów pontyfikatu św. Grzegorza Wlk. (590—604), chociaż Kanon Rzymski wywodzi się z doby jeszcze wcześniejszej i wiernie odzwierciedla nieomylną naukę apostolską, co potwierdził Sobór Trydencki. Tak było i z koronacją papieską. Chciałbym tylko dodać, iż nie tyle należy sądzić, iż pierwsza koronacja w ogóle jako taka dokonała się dopiero w połowie IX wieku, jak Pan to przypomniał, ale pierwsza poświadczona bezspornie w źródłach – tak, że historyk z całą odpowiedzialnością może powiedzieć, że tak było. Koronacje mogły mieć miejsce wcześniej, a ponieważ okres w dziejach Europy, jaki rozciąga się pomiędzy upadkiem Cesarstwa Zachodnio-Rzymskiego (VI w.), a wiekiem X, to czasy regresu cywilizacyjnego, a tzw. ciemne stulecia (VIII, IX, I połowa X) to swoisty szczyt tego upadku, stąd też mamy mało źródeł, aby udokumentować takie fakty jak forma (czy obrzęd) intronizacji papieża.
Z pewnością należy powiedzieć jedno: koronacja Biskupa Rzymu potrójną koroną, czyli tiarą, jest aktem nadania mu władzy nad Kościołem i również nad światem. Taki jest sens słów wypowiadanych przez koronatora, którym jest kardynał protodiakon w św. Kolegium: „Przyjmij tę tiarę ozdobioną trzema koronami i wiedz, że jesteś Ojcem książąt i królów, władcą świata, Wikariuszem naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa, któremu cześć i chwała na wieki wieków”. Tak oto mamy tu do czynienia z przywódcą i Kościoła, i świata; kimś stojącym powyżej monarchów sprawujących władzę jedynie doczesną. Papież sprawuje władzę nie z tego świata, bo jest wikariuszem Chrystusa Pana na Ziemi, ale równocześnie sprawuje w jakiejś mierze władzę także doczesną, rządząc Kościołem i nauczając narody. Wiąże na Ziemi to, co będzie i związane w niebie i rozwiązuje to, co będzie rozwiązane w niebie. Czyni to choćby poprzez swoją zgodę na koronacje królewskie.
Dlaczego, Panie Profesorze, koronacja papieska polega na nałożeniu na głowę Biskupa Rzymu potrójnej korony, czyli tiary, a nie „zwykłej korony”, „zwykłego diademu”?
Zwykły diadem jest symbolem władzy królewskiej. Taki otrzymał Bolesław Chrobry Wielki od cesarza rzymskiego Ottona III w r. 1000. Ale tu mamy do czynienia z „królem królów”, „panem panujących” i dlatego jest niezbędna korona potrójna.
Co symbolizują elementy papieskiej tiary? Chodzi o władzę nad ludem, władzę nad królami, władzę nad światem oraz to, że papież jest Namiestnikiem Chrystusa Króla?
Tak, aczkolwiek oczywiście władza Chrystusa Króla nie jest tego świata i nigdy Kościół nie może powiedzieć, że tu na ziemi powstało doskonałe królestwo, które jest Królestwem Chrystusowym w znaczeniu ziemskim. Kościół jednak jest królestwem nieprzemijającym, powszechnym i wiecznym. Jest królestwem, które założył Chrystus Pan jako Zbawiciel i tę naukę wyłożył we wspaniałej encyklice o Chrystusie Królu Pius XI. Mam na myśli „Quas primas” z 1925 roku, kiedy to wprowadzał Święto Chrystusa Króla, obchodzone w roku 1926 po raz pierwszy, w ostatnią niedzielę października, tak aby poprzedzało uroczystość Wszystkich Świętych.
Po pierwsze, chciałbym zaznaczyć, że encyklika „Quas primas”, potrójnie definiuje powody czy też przyczyny królewskiej godności Chrystusa, którego papież na ziemi oczywiście jest wikariuszem. Po pierwsze Chrystus Pan na Drzewie Krzyża pokonał szatana, a więc usunął uzurpatora, który podstępem zawładnął stworzeniem w skutek grzechu pierworodnego prarodziców naszych. W skutek grzechu pierworodnego szatan próbował wywłaszczyć Boga ze swojej własności, na jakiś czas zarządzając światem. Udaremniwszy to, Chrystus Pan dowiódł, że jest Królem. Papiestwo ma udział w tej królewskiej władzy, chociaż sprawuje ją człowiek grzeszny, niekiedy nader niegodny swego urzędu (czego przypadki podpowiada nam historia).
Po drugie: Chrystus Pan oczywiście jest Synem Ojca, Synem Stwórcy. I z tego powodu papież Pius XI uczy, że nowe królestwa powstają albo poprzez podbój, albo poprzez dziedziczenie. Chrystus Pan dokonał zbawczego podboju, bo usunął uzurpatora (szatana), pokonawszy go na Krzyżu, ale równocześnie jest prawowitym dziedzicem Boga Ojca.
I po trzecie: Chrystus założył na Krzyżu Kościół, dając mu sakramenty zbawienia.
To są trzy zasadnicze powody królewskiej władzy Zbawiciela. Jak widzimy, wyłożył je papież XX-wieczny, ale one tkwią niezmiernie głęboko w teologii Kościoła, rozwijającej się organicznie przez stulecia.
Powiedział Pan profesor, że Msza Święta również ewoluowała, o czym rozmawialiśmy wielokrotnie na łamach portalu PCh24.pl. A jak ewoluowała uroczystość koronacji papieskiej?
Istotnie trzeba tu mówić o ewolucji. Jednym ze znaczących momentów pozostaje wypadnięcie z obrzędów uroczystej przysięgi papieskiej po katastrofie, jaką była konfrontacja Bonifacego VIII i króla francuskiego Filipa Pięknego na początku XIII w. Powstało w tych warunkach tzw. papiestwo awiniońskie i kolejni papieże przysięgi już nie składali. Po powrocie papieża do Rzymu (Grzegorz XI), a potem po przezwyciężeniu Wielkiej Schizmy Zachodniej (na soborze w Konstancji, 1417) nie nastąpiło już wznowienie tego obrzędu. I tak już zostało.
Znaczenie przysięgi było poważne. Papież ślubował bowiem Kościołowi „nie zmieniać niczego z przekazanej mi tradycji ani niczego, co było przede mną strzeżone przez mych miłych Bogu poprzedników, ani nie naruszać, ani nie zmieniać, ani nie zezwalać na jakiekolwiek zmiany”. Papież zaciągał poza tym publiczne zobowiązanie, nałożenia „najsurowszej ekskomuniki” – na każdego – „czy to na Nas samych, czy to na kogokolwiek innego – kto ośmieliłby się powziąć cokolwiek nowego, co stałoby w sprzeczności z tą starożytną ewangeliczną Tradycją i czystością prawowiernej Wiary i religii chrześcijańskiej, albo kto chciałby coś zmienić poprzez swój czynny sprzeciw, lub też zgodziłby się z tymi, którzy podjęliby tak świętokradzkie przedsięwzięcie”. Były to niezmiernie dobitne, stanowcze i bardzo surowe słowa. Bonifacy VIII jako ostatni papież złożył taką przysięgę przy intronizacji swojej po wyborze na Boże Narodzenie 1294 r.
Jak przebiegał sam obrzęd koronacji?
Przypomnijmy, że przygotowywało go z największą starannością Kolegium Mistrzów Ceremonii Apostolskich, bo tak się nazywał ten urząd. Koronacja papieska musiała się odbywać w święto pierwszej klasy według Mszału Rzymskiego, czyli krótko mówiąc musi to być wielkie święto, albo święto drugiej klasy, czyli najlepiej, aby była niedziela okresu zwykłego (okres między Objawieniem Pańskim a W. Postem, jak i między Zesłaniem Ducha św. a Adwentem).
Sam obrzęd zaczynał się uroczystą procesją. Papież wychodził niesiony w lektyce, którą są sedia gestatoria, przez Spiżową Bramę. Procesja robiła zakręt, kierując się ku Drzwiom Wielkim, które były otwarte na oścież w Bazylice Świętego Piotra i podążała w kierunku Konfesji Świętego Piotra. Trzy razy procesja się zatrzymywała robiąc stacje i trzy razy diakon śpiewał: Sancte Pater, sic transit gloria mundi. Unaoczniały one nowemu papieżowi przemijanie „chwały tego świata”. Wszystkie dobra tego świata są bowiem chwilowe, ale ten obrzęd ma jeszcze drugie znaczenie, mianowicie w społeczeństwie feudalnym, dojście do rządzenia wymagało określonego przywilieju urodzenia. Tymczasem dobić się Tronu Papieskiego mógł człowiek również z nizin społecznych, bo przecież znamy takie przypadki. Pod tym względem Kościół nie bierze względu na osoby. Ma to drugą wielką wymowę i było to podkreślane przez współczesnych komentatorów, historyków, także teologów.
Podczas ceremonii koronacyjnej świętego Piusa X – jak opisał to w swoich wspomnieniach warszawski profesor historii Jan Karol Kochanowski – procesja skręcała w prawo (patrząc od Wielkich Drzwi) w kierunku Kaplicy Najświętszego Sakramentu (która jest usytuowana w nawie bocznej), gdzie papież modlił się przez chwilę przed tabernakulum, klęcząc. Także i podczas koronacji Jana XXIII w 1958 r. ten obrzędu był sprawowany. Stanowił akt apoteozy Eucharystii.
Po opuszczeniu Kaplicy Najśw. Sakramentu papież przyjmował drugie homagium kardynałów (pierwsze składali zaraz po ogłoszeniu wyboru conclave). Następowały modlitwy kardynałów-biskupów nad Najwyższym Kapłanem (super Summum Pontificem). Było ich trzy.
Po homagium, kardynał dziekan zakładał Ojcu Świętemu paliusz w asyście dwóch jeszcze kardynałów. Potem pierścień. Paliusz to oznaka władzy nad całym Kościołem, zaś pierścień oznacza zaślubiny z Kościołem.
Następowało trzecie homagium. Najbardziej uroczyste. Kardynałowie biskupi schodzili do grobu św. Piotra, aby się chwilę modlić przed rozpoczęciem tej ceremonii. Formowała się procesja, a kardynałowie podchodzili do Tronu Ojca Św. w porządku według starszeństwa, czyli od tego, który ma najdłuższy staż kardynalski, do tego, który ma najkrótszy. Dziekan jako ostatni. Wielkie znaczenie miała litania do Wszystkich Świętych śpiewana w czasie tej ceremonii. Zawierała laudes regiae, czyli wezwania: „Tu illum adiuva” zamiast „Ora pro nobis”. Na osobne rozważania zasługiwałaby ta litania, ale nie ma na to miejsca. Powiedzmy może tylko tyle, że jest ona dziedzictwem monarchii karolińskiej. Taki obrzęd towarzyszył ceremoniom koronacyjnym królów karolińskich. Potem przeszedł na obrzędy inwestytury królów niemieckich i cesarzy rzymskich.
Przystępując do ołtarza papież miał na sobie szaty podkreślające godność Urzędu i uroczystość ceremonii. Alba, którą zakładał, była długa i wymagała podtrzymywania z tyłu podczas poruszania się. Dalmatyka i ornat to oczywiście strój liturgiczny. Ale dochodził jeszcze fanon. +
Po dojściu do Ołtarza Wielkiego rozpoczynała się uroczysta Msza Święta. Papież oczywiście odmawiał modlitwy na stopniach ołtarza (Introibo ad altare Dei oraz Judaica me Deus) i okadzał ołtarz. Chór Kaplicy Sykstyńskiej wykonywał Introit i Kyrie. Dodać tu należy, że wielkie umysły muzyki podejmowały próbę kompozycji papieskiej mszy koronacyjnej. Wystarczy wspomnieć Palestrinę, który dla papieża Marcelego stworzył genialny utwór jako kompozytor. Marceli to jeden z kilku nawybitniejszych ojców Soboru Trydenckiego jako kard. Cervini. Na tronie Piotrowym panował jeszcze krócej niż Jan Paweł I w naszych czasach i umarł nagle w nocy po dwudziestu paru dniach od wyboru, w r. 1555. Ale utwór – nie wykonany podczas koronacji, bo z nią nawet nie zdążono – pozostał jako arcydzieło kultury europejskiej (Missa papae Marceli).
Papież intonował Gloria in excelsis Deo, czyli uroczysty hymn pochwalny ku czci Trójcy Przenajświętszej. Gdyby uroczystość koronacyjna wypadła nawet w Wielkim Poście, kiedy hymnu tego się nie śpiewa, a kolor biały jest nietolerowany przecież (z wyjątkiem takich świąt jak np. ku czci św. Józefa 19 marca czy Zwiastowania Najśw. Maryi Panny 25 marca), to hymn ten musi być wykonany i konieczny jest kolor biały. Pius XII tak odprawił koronację w 9 marca 1939 r. Była wówczas niedziela III Wielkiego Postu. W mszale nazywała się ona dominica scrutinium, czyli niedziela, w którą biskup w starożytnym Kościele egzaminował katechumenów. Gdyby koronacja wypadła w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, a to jest wielkie święto i musi być na czerwono, ale tym razem byłoby na pewno na biało. A więc zawsze na biało.
Śpiew Epistoły i Ewangelii następował wyjątkowo w dwóch językach, po łacinie i po grecku. Podczas koronacji Jana XXIII po łacinie śpiewał Ewangelię arcybiskup monachijski, kardynał Wendel. Był to następca kardynała Faulhabera (szafarza święceń prezbiteratu ks. Ratzingera) na tej stolicy. Epistołą mszy koronacyjnej było czytanie z pierwszego listu św. Piotra.
Ewangelia przeznaczona przez Kościół na koronację papieską jest według świętego Mateusza. Jest to ten fragment, który opowiada o tym, kiedy Chrystus przyszedł do Cezarei Filipowej i zapytał apostołów, za kogo go uważają. Jak wiemy, Święty Piotr wyznał wówczas i to fenomenalnie wiarę w Jego Bóstwo, a Chrystus Pan obiecał mu w odpowiedzi, że będzie pasł jego trzodę, będzie kierował Kościołem. Zbuduje Kościół, „którego bramy piekielne nie przemogą”. Co „zwiąże na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiąże na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.
We Mszy koronacyjnej – co warto podkreślić – nie było kazania. Papież nic nie mówił. Po odśpiewaniu Ewangelii po grecku następowało uroczyste wyznanie wiary, czyli Credo. Papież je intonował i podobnie jak Gloria tak i Credo było śpiewane na przemian z ludem. (Tak jak powinno być w każdej uroczystej Mszy).
Potem następowało Ofertorium. Cały czas asystę, jak w każdej Mszy Świętej papieskiej, sprawowali kardynałowie przy Ołtarzu Wielkim. Wielką rolę miał do odegrania główny mistrz ceremonii – a był to przy Piusie XII, Janie XXIII i Pawle VI niezwykły w skrupulatności prałat Enrico Dante (później, z woli Pawła VI kardynał).
Po Przeistoczeniu papież sprawował modlitwy wstawiennicze, potem śpiewał Pater noster. Następowało Agnus dei i rozgrzeszenie wiernych. Ale tu był jeszcze jeden gest, który może warto podkreślić. Mianowicie papież jako celebrans, nie spożywał przy ołtarzu Komunii Świętej sam sobie jej udzielając, tylko odchodził na tron. Komunikował na tronie, tak jak królowie podczas koronacji. Kardynał (sprawujący rolę diakona) brał konsekrowaną Hostię i Kielich, zanosząc papieżowi do tronu. Papież spożywał, odmawiając wszystkie modlitwy, tak jak każdy celebrans.
Papież śpiewał modlitwę po Komunii i następowała procesja na Balkon Wielki Bazyliki św. Piotra, gdzie dopełniał się akt koronacyjny.
Msza koronacyjna Biskupa Rzymskiego miała własne propria, czyli części zmienne, tj. kolektę, sekretę i postkomunię. Papież wymieniał w nich swoją osobę (tj. imię).
Kolekta brzmiała w ten sposób: „Wszechmogący Wieczny Boże, Pasterzu i Rządco wszystkich wierzących, dozwól mnie niegodnemu słudze Twojemu (tu imię) tak sprawować władzę na ziemi, aby razem z powierzoną mi trzodą wejść do Królestwa Niebieskiego. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen”.
Msza koronacyjna nigdy nie miała własnej prefacji. Ale papież używał prefacji o Apostołach, czyli tego tekstu, którego stosuje się na święta (wspomnienia) wszystkich apostołów w roku liturgicznym. Trudno nie znać go na pamięć. Celebrans zwraca się do Boga Ojca, mówiąc/śpiewając: „Ty wiekuisty Pasterzu, nie opuszczasz swojej owczarni, lecz przez świętych Apostołów otaczasz ją nieustanną opieką, aby kierowali nią ci zwierzchnicy, którym jako namiestnikom swojego Syna, zleciłeś władzę pasterską”.
Sam obrzęd koronacyjny wyglądał w ten sposób, że papież tronował. Kardynał Dziekan Świętego Kolegium, czyli ten kardynał, którego urząd zawsze powinien być w Kościele obsadzony, śpiewał modlitwy koronacyjne. Kardynał protodiakon wkładał koronę papieżowi na głowę. Chór wykonywał wtedy utwór wyłącznie przeznaczony na tę okazję: „Corona aurea super caput eius”.
Akt inwestytury Biskupa Rzymskiego nie wymaga namaszczenia olejami świętymi. Tego obrzędu więc nie było.
Papież błogosławił Urbi et orbi, śpiewając dłuższy tekst niż przy błogosławieństwie biskupim (to akurat do dzisiaj zachowano, chociaż obecny papież nigdy nie śpiewał – z nieznanych przyczyn). Błogosławieństwo to jest bardzo doniosłe swoją treścią. Papież prosił Boga o „odpuszczenie i przebaczenie wszystkich grzechów” ludu chrześcijańskiego, udzielenie czasu „na prawdziwą i owocną pokutę”, łaskę „serca zawsze skruszonego i poprawy życia” oraz „pociechę Ducha Świętego” jak i „wytrwanie do końca w dobrych uczynkach”.
Odzywały się dzwony Bazyliki św. Piotra i kościołów Wiecznego Miasta.
Z obrzędem intronizacji Ojca św. związany był zwyczaj udzielania przez niego odpustu zupełnego wiernym pod zwykłymi warunkami. Ogłaszał to kardynał protodiakon.
W całości uroczystość trwała do trzech godzin. Mimo braku kazania.
Ale przecież nie o czas tutaj chodzi, prawda?
Tak jest. Nie o czas oczywiście chodziło, chociaż trzeba przyznać, że uroczystość ta musiała być dość męcząca dla człowieka w podeszłym wieku, czy też schorowanego (albo jedno i drugie), gdy taki został wybrany. Nigdy jednak nikt niczego nie skracał z jakiegokolwiek powodu. Najprostsze bowiem – co widzimy obecnie z przerażającymi skutkami w dzisiejszej liturgii posoborowej – jest skracanie wszystkiego pod byle jakim pozorem.
Musiało wyglądać to przepięknie, majestatycznie i godnie. Dlaczego w związku z tym, z ostatnią koronacją papieską mieliśmy do czynienia 30 czerwca 1963 roku? Dlaczego ostatnim koronowanym papieżem był Paweł VI?
Zniesienie koronacji z całą pewnością służy przemodelowaniu również misji papieskiej, a w każdym razie jej rozumienia. Mam na myśli to, że koronacja w sposób niezwykle mocny i dobitny wyraża władzę rządzenia Kościołem. Ta władza jest obowiązkiem Biskupa Rzymskiego. Kościół musi mieć kogoś, kto rządzi. Natomiast nowoczesna i postępowa teologia liberalna mówi o tzw. posłudze Piotrowej i próbuje sprowadzić rządzenie Kościołem do misji nauczycielskiej, misji zachęcania, podpowiadania, czy animowania ludu. Mówiąc krótko, po to się znosi koronację, żeby stworzyć wrażenie, iż dokonało się przeobrażenie władzy papieskiej poprzez odejście od rządzenia na rzecz nauczania. I to jest w największym skrócie sens porzucenia obrzędu koronacji.
Notabene porzucenie koronacji papieskiej nie jest definitywne, chociaż w Kościele posoborowym trudne do wyobrażenia. W każdym razie jej wznowienie nie jest zabronione. Niektórzy twierdzą, że konstytucja Jana Pawła II z 1996 r. Universi Dominici gregis znosi definitywnie koronację. Nie jest to ścisłe. Ten przywilej jest zostawiony swobodnej decyzji każdego elekta przy obejmowaniu urzędu. A więc papież nie musi w tym być związany jakąkolwiek normą ustanowioną wcześniej. To zresztą wynika z istoty władzy papieskiej.
Dlaczego w związku z tym żaden papież po Pawle VI nie zdecydował się na koronację?
Cóż ja mogę na to odpowiedzieć? Próbuje się w najoczywistszy sposób powiedzieć, że to jest symbol czegoś starego i minionego. Że jest to symbol wyrażający pretensje do władzy doczesnej, co jest nieporozumieniem oczywiście. Tak oto powstało „papiestwo w mitrze”, co się rozpoczęło symbolicznym aktem sprzedania tiary przez Pawła VI, co wcześniej było niewyobrażalne. Chociaż ze względu na to, aby nie dopuścić do świętokradztwa, no bo tak by to było, gdyby papieską koronę przejęli wrogowie Kościoła, katolicy amerykańscy ją wykupili i znajduje się ona w tej chwili w Nowym Jorku. Mówię oczywiście o tiarze Pawła VI, która przypominała rakietę kosmiczną. Nie miała ozdobnych elementów. Natomiast watykańska tiara, którą był ukoronowany jeszcze Jan XXIII znajduje się w Muzeum Watykańskim.
Chciałbym jeszcze dodać, bo ważna jest ta kwestia, że w czasie liturgii Mszy Świętej sprawując ją uroczyście, papież nigdy nie zakładał tiary, bo Król jest tylko jeden. Msza jest oddaniem hołdu jednemu tylko Królowi, Królowi Niebieskiemu – przez Chrystusa. Tak i tiarę zakładał papież dopiero po niej. Zawsze tylko do końcowego błogosławieństwa. W procesji natomiast był niesiony do sprawowania uroczystej Mszy w wysokiej mitrze ozdobnej.
Mamy mitrę niską i mitrę wysoką. Mitrę niską zakładał biskup (tak i papież) w ceremoniach pogrzebowych albo w czasie Wielkiego Postu i Adwentu. Mitrę wysoką i ozdobną – w największe święta – i na uroczystość taką, jak np. uroczysta Msza koronacyjna. Jednak podczas koronacji papieski było nieco inaczej. Wychodząc w procesji, aby przybyć do Bazyliki św. Piotra papieżowi zakładało się mitrę wysoką, koloru białego, ale bez wszelkich ozdób. Dopiero przed przystąpieniem do Ołtarza zmieniano ją na wysoką, lecz ozdobną, również koloru białego.
Co zostało w dzisiejszej Mszy inaugurującej papiestwo, czy też pontyfikat z tego, co było?
Odpowiedź brzmieć musi: niewiele. Zasadniczo zachowano tylko trzy elementy. Uroczyste nałożenie pierścienia Rybaka, założenie paliusza i litanię do Wszystkich Świętych w czasie składania homagium, o czym już wspomniałem.
Oczywiście nie byłbym ścisły, gdybym jeszcze nie zauważył, że również uroczysty hołd całego Świętego Kolegium Kardynalskiego został jednak zniesiony podczas mszy intronizacyjnej, na rzecz dziwnych obrzędów w to miejsce. Otóż ludzie świeccy, jacyś turyści-pielgrzymi nie wiadomo skąd, podchodzą do papieża i całują jego pierścień Rybaka, klękając przed nim. Ma to rzekomo wyrażać demokratyczność Kościoła (mają oni być przedstawicielami różnych stanów Kościoła). Niestety na przyjęcie takiego „homagium” zgodził się Benedykt XVI, a to że jego następca to również zaakceptował – nie może już dziwić.
Czyli całowanie przez świeckich to ma być powiedzmy show, tak? Że jesteśmy otwarci na świeckich.
Niestety, ale to w tym kierunku idzie.
Czy byłby Pan profesor za przywróceniem koronacji papieskiej?
Jestem za wszystkim, co służy odnowieniu Kościoła poprzez przylgnięcie do Tradycji, czyli również za przywróceniem koronacji papieskiej.
To jest bardzo ważne, co pan powiedział. „Za wszystkim”. Pojawiają się bowiem głosy, że wystarczy przywrócić tylko Mszę Wszech Czasów, żeby to była msza obowiązująca i już wszystko będzie naprawione, wszystko będzie pięknie.
Msza jest absolutnie sercem Kościoła. Bez Mszy nie ma życia. Jednak jest to tylko jeden z fundamentów walki o Kościół. Bez przywrócenia jedności nauczania, bez egzekwowania dyscypliny i bez powrotu do zdrowego nauczania społecznego Msza nie wystarczy.
Kiedy papież oprócz władzy duchowej zaczął sprawować również władzę polityczną, jaką było chociażby zarządzanie Państwem Kościelnym? Kiedy pojawiła się koncepcja papieża jako władcy również politycznego?
Bez wątpienia w związku z tzw. Donacją Konstantyna, która umożliwiła założenie Państwa Kościelnego. I tak trwało to długie stulecia. Warto jednak uświadomić sobie jedną zasadniczą rzecz. Otóż doczesne dobro, jakim jest państwo (z suwerennością terytorialną na jego obszarze) nie miało służyć niczemu innemu jak zapewnieniu Biskupowi Rzymskiemu wolności w jego służbie Kościołowi. Rezydując na terytorium innego (nie własnego) państwa, wolności tej zachować by on nie mógł. Nie miejmy złudzeń. Zwłaszcza historykowi mieć ich nie wolno! To jest sedno rzeczy. Z tego powodu katolicy nie mają powodu niczego się wstydzić tym, że istniało Państwo Kościelne, bo ostatecznie chodziło o wielką sprawę duchową. Nie tylko o władzę, czy pieniądze.
Czy wraz z upadkiem Państwa Kościelnego i – jakkolwiek to nie zabrzmi – powstaniem Watykanu koncepcja papieża-króla traciła rację bytu?
Nie, ponieważ Kościół nie wyrzekł się w r. 1870 teorii monarchicznej władzy papieskiej. Wystarczy powołać się na jeden szczegół. Wszystkie wizerunki (obrazy) i fotografie papieży (z okresu 1870—1958) zawsze dokumentują charakterystyczne wysunięcie prawej nogi do przodu na tronie. To jest gest czysto monarchiczny. Po drugie, nie znikła tiara, która jest koroną nad koronami. Po trzecie, papieże w tym czasie (a nawet jeszcze Jan XXIII i Paweł VI) wciąż używali i to konsekwentnie formy pluralis maiestatis, czyli: „Postanowiliśmy”, „orzekamy”, „oświadczamy”. Papieżowi wprost nie wolno było mówić publicznie w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Oczywiście prywatnie, kiedy spotykał się na przykład z osobami z rodziny swojej (braćmi, siostrami, bratankami, siostrzenicami itd.) nie musiało to już obowiązywać.
Czy Pius IX rzeczywiście był ostatnim papieżem królem? Jeśli tak, to kim w związku z tym byli jego następcy, którzy byli koronowani od Leona XIII do Pawła VI?
Ostatnim papieżem, który królewską formę rządów podnosił jako sztandar, był Pius XII. Wraz z Janem XXIII nastąpiło zerwanie. W ubiorze papieskim (jego szatach) się to nie wyrażało, bo Jan XXIII nie porzucił tych form, jakie zastał. Jednak potem, wraz z soborem, przyszła nowa teologia, głosząca kolegializm, demokratyzm, liberalizm. A przede wszystkim zatriumfowała paskudna propaganda „skromności” w kształtowaniu wizerunku papieża. Sprowadzało się to do porzucenia wspaniałych szat liturgicznych. Jest wielkim błędem modernistycznym narzucanie ludziom poglądu, że ponieważ Pan Jezus żył skromnie i ubogo, to liturgia ma być sprawowana w taki sposób, aby podkreślać to poślednimi szatami. (W dzisiejszym Kościele posoborowym, te szaty niejednokrotnie mają wręcz tandetny charakter). Nic bardziej błędnego! To prawda, że Chrystus Pan nie upodobał sobie w bogactwie, ale wyznał przed Piłatem, że jest królem. I jego królewska godność domaga się wielkości i piękna, kiedy Go czcimy. Poza tym jeszcze jedno. Papież czy biskupi mogą swobodnie wybierać ubogie życie nad dobra tego świata. Będzie to chwalebne, kiedy tak zrobią, ale nie wolno, aby to przekładało się na liturgię, która wymaga dostojeństwa (zwłaszcza jeśli jest uroczysta). Jest ona bowiem opus gloriae. Żeby to twierdzenie zilustrować, pozwolę sobie na jeden przykład. Otóż Pius XII w testamencie swoim z maja 1956 (zmarł nieco ponad dwa lata później) napisał, że umierając nikomu niczego nie daje, bo niczego nie ma z wyjątkiem książek, które całe życie jako dyplomata i hierarcha kupował w różnych językach i różnych krajach. I książki te oddaje do swobodnego wykorzystania „najdroższej Matce” Stolicy Apostolskiej, której „wszystko zawdzięcza”. Ale temu samemu wielkiemu przywódcy Kościoła nawet nie przyszło do głowy, aby liturgię ogołocić z dostojeństwa, wprowadzając prosty, możliwie tani i lichy, ubiór celebransa. Papież był przekonany, że tak nie wolno i nikt nie podołałby go w tej sprawie przekonać.
W sumie należy zatem powiedzieć, że jeżeli papież po 1870 roku przestał być królem, to jedynie w znaczeniu królestwa ziemskiego, bo utracił własne państwo.
Uprzejmie dziękuję za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek
Artykuł Kościół abdykujący. Co naprawdę oznaczało odejście od koronacji papieskiej? pochodzi z serwisu PCH24.pl.