Czy Scarlett Johansson musi mieć konto na Istagramie czyli aktorzy i social media
Social Media. Bez nich nie wiedzielibyśmy kto co zjadł na obiad, kto właśnie…

Social Media. Bez nich nie wiedzielibyśmy kto co zjadł na obiad, kto właśnie jest na wakacjach w Dubaju albo komu urodziło się dziecko. Spędzamy na nich zbyt wiele czasu, a potem w zapisanych story mamy głównie zaspane kotki obudzone w środku nocy, bo ich rodzina obchodzi Ramadan i właśnie wstała na posiłek (mój ulubiony trend na Tik Toku). Ale social media to też potężna machina marketingowa. A tam gdzie można coś sprzedać i kupić tam wcześniej czy później pojawiają się ludzie, którzy zajmują się produkcją filmową. I tu pojawia się pytanie, którego może sobie nie zadawaliście, a które jest całkiem ciekawe. Czy aktorzy powinni mieć social media? A jeśli nie mają to czy powinni natychmiast założyć sobie konto na Instagramie.
Ilu fallowersów musi mieć film
Choć obecność gwiazd w social mediach nikogo nie dziwi, to ostatnio zaczęto o niej więcej i intensywniej mówić. Z kilku powodów. Po pierwsze, mamy wypowiedzi osób związanych z Hollywood, które coraz częściej zwracają uwagę, że dla speców od castingu to, ile ma się fallowersów w social mediach stało się naprawdę ważne. Maya Hawke, w jednym z podcastów opowiadała, że producent wyjaśnił jej, że nie może skasować konta na Instagramie. Produkcja musi mieć odpowiednie zasięgi w socialach i jeśli wykasuje swoje konto (aktorka ma obecnie 8 milionów obserwujących) to będzie to problem. Z kolei Elle Fanning także w wywiadzie opowiadała, że zdarzyło się jej nie dostać roli i gdy spytała, dlaczego, produkcja odpowiedziała, że chodzi właśnie o to ilu ma fallowersów w social mediach (obecnie aktorka ma sześć milionów obserwujących z kawałkiem). Nacisk na wielu odbiorców, wydaje się coraz ważniejszy w świecie gdzie większość przekazu marketingowego odbywa się w sieci. Im bliższy wydaje się aktor czy aktorka tym większa szansa, że zwrócimy uwagę na promocję filmu ale też wybierzemy się do kina.
Po drugie, coś czego byliśmy świadomi od lat staje się coraz bardziej oczywiste. Aktorzy, którzy świadomie nie mają social mediów, są namawiani przez producentów by z okazji premiery filmu czy serialu założyli sobie konto w social mediach, by tam promować film. Ostatnio Scarlett Johansson, która nie ma konta na Instagramie, opowiedziała o tym jak Uniwersal wywierał na nią nacisk by swoje konto założyła. Aktorka odmówiła dodając, że bez jej konta film sobie i tak poradzi (mowa o kolejnej odsłonie „Jurassic Park”.) Nie jest to nic nowego, bo nie raz się zdarzyło, że aktor czy aktorka ulegali i zakładali takie specjalnie przeznaczone do promocji i budowania zainteresowania projektem konto. Kilka lat temu tuż przed premierą „The Morning Show” konto na Instagramie założyła Jennifer Aniston. Z dużym sukcesem, bo przez pewien czas było to konto, które najszybciej zebrało milion obserwujących. Z namawiania aktorów do zakładania konto w social mediach znany jest też Disney. Sama pamiętam, jak przy okazji premiery „Avengers” (a może „Thora 2”) konto na Twitterze założył Tom Hiddleston i prowadził je regularnie plus minus do końca promocji filmu.
Konto kontu nierówne
Skoro nie jest to nic nowego, to czemu o tym teraz mówimy? Bo obecność aktorów w social mediach jest bardziej skomplikowana niż może się wydawać. Tu od razu powinniśmy założyć, że istnieją zasadniczo rzecz biorąc kilka rodzajów kont aktorskich. Jedne, które jak możemy podejrzewać prowadzą sami aktorzy czy aktorki, często pokazują nam codzienność sławnych osób, są takim połączeniem materiałów promocyjnych z pamiętnikami, czy próbami przekazania jakichś myśli czy idei.
Co ciekawe, często te konta mieszają treści niezwykle wysokiej jakości (np. zdjęcia z pozowanych sesji zdjęciowych) ze zdjęciami poruszonymi, niekoniecznie szczególnie ładnymi czy pozowanymi. Przez lata przykładem takich kont były dla mnie np. konto Demi Moore. Zwłaszcza druga aktorka, prowadziła swoje konto bardzo na zasadzie takiego rodzinnego pamiętnika, gdzie pokazywała córki i wnuki i sporo życia rodzinnego, które pokazywało po prostu szczęśliwą panią w średnim wieku zadowoloną z tego, że jej rodzinie się układa. Takim bardzo własnym kontem wydaje się też konto na Instagramie Jamie Lee Curtis, gdzie mamy olbrzymi misz masz i nikt tam nie dba o to by zdjęcia obok siebie wyglądały dobrze. Słynnym przykładem konta, które jest prowadzone samodzielnie niezależnie od tego jak dziwne się wydaje jest z pewnością to prowadzone przez Britney Spears.
W tej kategorii warto też wyróżnić te konta aktorskie prowadzone głównie po to by prowadząca je osoba mogła się wypowiedzieć w ważnych dla niej sprawach społecznych czy charytatywnych. Jednym z najbardziej aktywnych w ten sposób aktorów jest z całą pewnością Mark Ruffalo, który jest bardzo zaangażowany politycznie zarówno w działania w Stanach jak i w sprawy międzynarodowe. Angelina Jolie, które przez lata nie chciała prowadzić konta w social mediach, gdy ostatecznie się na to zdecydowała, poświęca większość swoich postów kwestiom kryzysów humanitarnych, zwłaszcza w Afganistanie czy Syrii. Misha Collins, bardzo aktywnie angażuje się na rzecz informowania ludzi i zbierania pieniędzy dla sprawy Ukrainy. To są konta, które pewnie śnią się po nocach filmowym producentom, bo jeśli jest coś czego Hollywood nie lubi to tak bardzo jasnego zaangażowania się politycznego aktorów w social mediach. Z drugiej strony to stałe polityczne czy częściej humanitarne zaangażowanie pokazuje autentyczność twórcy w sieci, co z kolei bardzo lubią odbiorcy. Pedro Pascal mógł stracić kilkoro obserwujących opowiadając się za prawami osób trans, ale jego jednoznaczna postawa oraz reakcja na osoby rezygnujące z obserwowania tylko wzmocniły jego bardzo pozytywny wizerunek.
Obok takich kont, są takie przy których raczej nie mamy wątpliwości, że ktoś je prowadzi i bardzo dba by nie naruszyć ustalonego wizerunku. Tu przychodzi mi do głowy konto Jennifer Lopez czy Reese Witherspoon. Także Ariana Grande ma obecnie (nie mówię, że zawsze tak było) niesłychanie przemyślaną politykę wrzucania zdjęć i co na nich widać. Podobnie jak większe gwiazdy muzyki takie jak Beyonce. W przypadku takich kont oczywiście dostajemy spojrzenie „za kulisy” ale wszystko jest bardzo wyraźnie przemyślane i tak prowadzone by jednak nie naruszać pewnej iluzji. Co ważne, obecnie jesteśmy już na poziomie, gdzie aktorzy i aktorki często na swoich kontach w socialach sporo zarabiają, bo podobnie jak Influencerzy reklamują tam produkty czy własne marki. Możemy spokojnie podejrzewać, że większość kont aktorskich, które pojawiają się z okazji premiery filmu są prowadzone jednak z zewnątrz, w taki sposób by nie zapomnieć o promocji marki i nowych projektów.
Być i nie być w social mediach
Na koniec dodałabym tu jeszcze jeden ciekawy przypadek, który jest chyba właściwy dla nieco mniejszej i zdecydowanie mniej poddawanej presji kinematografii brytyjskiej (a może szerzej europejskiej). Otóż są to te gwiazdy, które same nie mają kont w social mediach, ale pojawiają się na nagraniach swoich partnerów czy partnerek. Dobrym przykładem jest Michael Scheen i David Tennant, obaj nie mają swoich kont, ale pojawiają się regularnie na stories i zdjęciach na kontach swoich żon. Na koncie Georgii Tennant więcej jest jej męża niż jej samej. Często wykorzystują te pojawienie się by promować też własne projekty (jak np. David Tennant promuje ostatnio swój bardzo fajny podcast). Taka obecność pozwala mieć ciastko i zjeść ciastko, bo jest się wciąż obecnym w social mediach, ale bez konieczności prowadzenia własnego konta i wrzucania regularnie treści.
Przy czym brak oficjalnego konta w social mediach niekoniecznie znaczy, że gwiazdy w ogóle z nich nie korzystają. Ostatecznie dziś posiadanie konta na FB czy Instagramie nie znaczy tylko, że coś tam wrzucamy, ale też, że mamy możliwość komunikowania się z innymi czy oglądania treści naszych bliskich czy znajomych. Pamiętam, że Kristen Stewart przyznała, że choć nie ma oficjalnego konta to ma konto prywatne, z którego korzysta tak jak wiele osób – by komunikować się z bliskimi i znajomymi. Możemy podejrzewać, że nie jest jedyna, bo całkowite odcięcie się od Internetu i pozostanie tylko przy mailach, niekoniecznie jest w naszej rzeczywistości możliwe.
No social media, no problem?
Nie jest tajemnicą, że konta aktorów są dla producentów filmowych idealnym miejscem na promocje nowych produkcji. Wiadomo, że niektórzy aktorzy zawsze z całym sercem zaangażują się w promocję swojego nowego filmu. Dobrym przykładem jest Dwayne Johnson, który swojej niemal 400 milionowej widowni na Instagramie zawsze opowie o nowym projekcie i zrobi to z wielkim entuzjazmem. To są zasięgi, na które prawie nikogo nie stać. Nic dziwnego, że producenci robią wszystko by ich film był obecny na social mediach aktorów, bo to po prostu darmowa reklama.
Skoro sociale są takie dobre dla produkcji, to dlaczego aktorzy opierają się przed ich zakładaniem? Większość aktorów, którzy nie mają social mediów, zaznaczają, że to nie jest miejsce dla nich. Lista gwiazd, które nie założyły kont jest całkiem długa: Jennifer Lawrence, Emma Stone, George Clooney, Brad Pitt, Jake Gyllenhall, Kate Winslet, Margot Robbie i wielu, wielu innych. Argumentów za tym by trzymać się z dala od sociali jest wiele. Część aktorów wskazuje na to, że i tak pokazuje sporo swojego życia prywatnego i wolałaby sporo zachować dla siebie. Daniel Radcliffe wspomniał kiedyś, że nie może mieć sociali, bo za dużo by się kłócił z ludźmi. Bradley Cooper, który bierze siebie bardzo na poważnie, wyraził wątpliwość czy widzowie traktowaliby go poważnie, gdyby widzieli jego codzienność. Czy umieliby potem na ekranie zobaczyć aktora a nie kogoś kogo dobrze znają.
Prawda jest taka, że obecność w social mediach może być dla aktorów zarówno świetną reklamą jak i niełatwą do nawigowania przestrzenią. Selena Gomez tuż po inauguracji Trumpa zamieściła w socialach filmik, w którym płakała nad losem deportowanych i zatrzymywanych imigrantów. Szybko straciła aż 700 tys. obserwujących, jej film był szeroko komentowany nie tyle przez odbiorców jej filmów czy muzyki, ale przez polityków i ostatecznie filmik z konta zniknął. Z resztą Selena Gomez znana jest z tego, że często robi sobie przerwę od social mediów. Jenna Ortega, skasowała swoje konto na Twitterze po tym jak dostała wygenerowane w AI zdjęcia samej siebie, które były wulgarne i niepokojące. Sama aktorka przyznała, że konto na platformie założyła, bo miało być to dobre dla jej wizerunku. Niedawno Barry Keoghan skasował swoje konto na Instagramie, po tym jak rozstał się z Sabriną Carpenter. Fani piosenkarki, którzy mieli swoją opinię na temat tego rozstania przekroczyli zdaniem aktora wszelkie granice.
A i tak mówimy tu tylko o zachodnim Internecie. Nie wchodzę tu na przykład w tematykę social mediów Koreańskich, które jak wiadomo, są jeszcze surowsze i mniej wybaczające osobom publicznym. Nie siedzę w tym tak głęboko by analizować to osobno na moim blogu, ale warto pamiętać, że ten nacisk przez social media potrafi być naprawdę olbrzymi a nawet prowadzić osoby znane do decyzji o odebraniu sobie życia (przynajmniej tak intepretuje się niektóre samobójstwa azjatyckich gwiazd). Ale to jest już zupełnie inna kultura i też zupełnie inne wymagania stawiane gwiazdom.
Uważaj co postujesz
Jednocześnie korzystanie z social mediów, może zachodnie gwiazdy kosztować role albo przynajmniej sympatię odbiorców. Pisałam wam już o Tweetach Karli Sofii Gascon, ale to nie pierwsza aktorka, która ponosi konsekwencje tego co pisze w sieci. Kilka lat temu za swoje Tweety rolę w „Mandalorianinie” straciła Gina Carino. Armie Hammer pogrzebał swoją karierę prywatnymi wiadomościami prywatnymi wysyłanymi z oficjalnego konta na social mediach. Nie zawsze konsekwencje są tak surowe, często aktorzy czy aktorki po wycofaniu tweeta czy posta na Instagramie mogą co najwyżej borykać się z pewnym niesmakiem widzów. Przed ceremonią oscarową parę lat temu Michelle Yeoh umieściła post cytujący artykuł mówiący o tym, dlaczego to ona powinna dostać Oscara. Post szybko został skasowany (wciąż dyskutuje się, czy takie posty łamią zasady przyznawania nagród Akademii) ale pewien niesmak pozostał.
Jest konto są też wymogi
Pewnie nie jeden hollywoodzki producent wzdycha niekiedy za pięknymi czasami, kiedy studia filmowe posiadały aktorów i aktorki niemal na własność i mogli sterować ich wizerunkiem. Wtedy nikt nie fikał za bardzo, mówił co należało i odpowiadał tylko na odpowiednie pytania. Dziś aktorzy to zupełnie nieokiełznana grupa. Żenią się, rozwodzą, wdają się w polityczne dyskusje albo w ogóle nie pojawiają się publicznie. Zupełnie jakby nie wiedzieli, że tak nie można, że od tego jak się zachowują zależy kasa i zyski sporej grupy osób. I jasne bez nich jest trudno nakręcić film, ale z nimi … jeszcze gorzej. A na koniec trzeba im jeszcze płacić, na szczęście tylko tym sławnym płaci się dużo, bo większości, jakieś grosze.
Mamy więc sytuację ciekawą. Z jednej strony, mamy producentów, którzy bardzo chcieliby mieć platformę do reklamy. Z drugiej, mamy samych aktorów i gwiazdy, które często chętnie korzystają z tych para społecznych relacji ze swoimi odbiorcami. Problem w tym, że taki miecz ma dwa końce. Fanom na Instagramie czy Twitterze można sprzedać swój nowy filmowy projekt czy markę, którą właśnie się otworzyło. Ale ten układ przynosi zyski tylko do pewnego momentu. Kiedy aktor czy aktorka, podejmą decyzję, która nie spodoba się fanom reakcja będzie ostra i trudna do powstrzymania. Pół biedy, gdy chodzi o jakieś drobne prywatne czy zawodowe potknięcie. Gorzej, gdy aktor czy aktorka ujawniania swoje poglądy polityczne i staja się natychmiast przedmiotem emocjonalnej debaty. Co jest o tyle ciekawe, że od sław wymaga się zarówno zabierania głosu w ważnych sprawach jak i pozostawania apolitycznymi, bo to często zniechęca odbiorców.
Dodatkowo aktor czy aktorka w social mediach, nigdy nie powinni odnosić się do głosów krytycznych na swój temat, nie powinni nigdy wchodzić w nadmierne interakcje z fanami (zwłaszcza zdecydowanie z młodymi fankami – co nie raz się zdarzało, że robili, zwłaszcza młodzi aktorzy). Do tego powinni pilnować swojego wizerunku, tak by był odpowiednio spójny i zgadzał się z tym co i tak myślą już o nich odbiorcy. Powinni pokazywać swoje luksusowe życie, ale też tworzyć wrażenie, że są „tacy jak my”. Dobrze przyjmowane są zdjęcia bez makijażu, z domu, w czasie normalnych czynności. Ale nie można przesadzić, bo wtedy pojawia się nieszczerość. Bo też aktorzy powinni być autentyczni, choć jest to raczej kurowana autentyczność, w ramach, której ma się nam wydawać, że po drugiej stronie jest prawdziwa osoba. To nie jest proste zadanie i nie każdy kto umie grać w filmach tak dobrze rozumie social media.
A może w drugą stronę?
Podczas kiedy Aktorzy rozważają, ile jeszcze prywatności mają do oddania i czy potrafią spełnić wszystkie te wymogi, producenci są już o krok dalej. Po co zajmować się aktorskim hamletyzowaniem, kiedy można wziąć do filmów ludzi, którym pokazywanie się w sieci zupełnie nie przeszkadza. Choć zatrudnianie influencerów do filmów nie jest jeszcze bardzo powszechne to zdecydowanie już się zdarza. Kiedy Charli d’Amelio, popularna Tik Tokerka poinformowała, swoje ponad 150 milionów fanów, że pojawi się w musicalu „&Juliet” (i to nawet bez mówionej roli) wzrost sprzedaży biletów wzrósł o 17%.
Lista Tik Tokerów, którzy pojawiali się w filmach i serialach jest coraz dłuższa. Z resztą w Polsce też mamy na to przykłady. Pamiętam jak Maffashion pojawiła się w „Planecie Singli” a ostatnio bardzo udaną premierę miał film „100 dni do matury” gdzie wystąpili
Bartek Kubicki, Pola Sieczko, Kinga Banaś, Julita Różalska, Alan Kowalczewski (Posti), Dominik Kwolczak (Kwolczi) oraz Patryk Lubaś (Qry). Czyli influencerzy doskonale znani młodszemu pokoleniu.
I co dalej?
Pytanie o obecność aktorów w social mediach to w istocie pytanie o naszą ciągle ewoluującą relację ze sławą. Czy uznajemy, że sława zobowiązuje do nawiązania z nami jakiegoś kontaktu. Czy osoba, która chce robić karierę publicznie musi stworzyć te para społeczne relacje. Czy też zakładamy, że prawdziwa sława pozwala dopiero na wycofanie się z zabiegania o każdego odbiorcę. Czy aktorów i aktorki powinien owiewać nimb tajemnicy byśmy mogli ich w pełni docenić na ekranie, czy jednak wolimy zobaczyć, jak wygląda ich dywan, pies i lodówka. Jak wiele można nam pokazać by ten ekshibicjonizm nas nie zmęczył. Czy w ramach tej relacji zgadzamy się tylko na bycie odbiorcami komunikatów o nowych projektach filmowych czy telewizyjnych czy też zgadzamy się na bycie odbiorcami reklam najróżniejszych produktów. Czy aktor w sieci ma być influencerm, czy raczej nie chcemy by aktor pozostawał tylko osobą publiczną. Prostych odpowiedzi nie ma ale pewnym jest, że social media są już częścią tego nowego systemu gwiazd. Być może Scarlett Johansson należy do ostatniego pokolenia, które mogło odmówić posiadania własnego konta. Nowe pokolenia od zbudowania bazy odbiorców będą zaczynać budowanie swojej kariery.
PS: W tym wpisie specjalnie nie odniosłam się do polskiego podwórka, bo mam poczucie, że ze względu na swoją wielkość (jest dużo mniejsze) oraz specyfikę (wciąż dużo mniej pilnuje się polskich aktorów przed robieniem marketingowo nieopłacalnych ruchów w sieci) należałoby to opisać i omówić osobno. Może to kiedyś zrobię choć polscy aktorzy w social mediach przerażają mnie niemal tak jak Krystynę Jandę wizja, że ktoś jej nie rozpozna w sklepie z elektroniką.