
– Kiedy zaczynamy się ścigać ze skrajną prawicą na skrajnie prawicowe postulaty, to przegrywamy. To jest doświadczenie krajów Zachodu, z którego moi konkurenci niestety nie wyciągnęli żadnych wniosków. To nie jest rozwiązanie, lecz pogłębianie problemu – mówi naTemat wicemarszałkini Senatu Magdalena Biejat, kandydatka Lewicy na prezydenta.
Anna Dryjańska: Czy jest jakiś kontrkandydat, któremu nie podałaby pani ręki?
Magdalena Biejat: Tak. Grzegorz Braun. Jest antysemitą i podważa wszystkie wartości, w które wierzę: wolność słowa, poszanowanie godności innych ludzi, propaństwowość. Braun kieruje się przede wszystkim nienawiścią do osób, które myślą inaczej niż on.
Prezydent czy prezydentka Biejat?
Prezydentka.
Trzy rzeczy, które jako głowa państwa robiłaby pani inaczej niż Andrzej Duda to...?
Po pierwsze nie kazałabym na siebie czekać do ostatniej chwili z podpisywaniem ustaw. To, że prezydent Duda zwlekał do ostatniego momentu, żeby nas poinformować, czy podpisze ustawę o wolnej wigilii, było absolutnie niezrozumiałym kuriozum.
Po drugie korzystałabym z uprawnienia do inicjatywy ustawodawczej, żeby proponować realne zmiany jak choćby w kontekście mieszkań czy praw kobiet.
Zabierałabym głos w kluczowych sprawach dotyczących szeroko rozumianego bezpieczeństwa Polaków. Korzystałabym z tego, że jako prezydent mogę wziąć udział
w obradach Sejmu i Senatu, nie tylko od wielkiego dzwonu.
I wreszcie, po trzecie, nie byłabym zbrojnym ramieniem swojej partii. Stałabym po
stronie ludzi.
Co to znaczy?
Stawiałabym człowieka w centrum i potrafiłabym współpracować z innymi środowiskami. Już wielokrotnie udowodniłam podczas pracy w Senacie, że dla dobra społeczeństwa potrafię współpracować także z przedstawicielami ugrupowań, z którymi dużo mnie różni. Ostatnio spotkałam się z prezydentem Dudą, żeby rozmawiać o wecie dla obniżenia składki zdrowotnej. W sprawach kluczowych dla Polek i Polaków potrafię szukać porozumienia ponad podziałami.
W imię naszego społeczeństwa prezydent musi też umieć współpracować z rządem: niezależnie od tego, czy są z tej samej opcji politycznej, czy nie. Musi stworzyć z nim wspólną politykę obronną i zagraniczną, a potem wspólnie są realizować.
Rozliczenie PiS: za szybko, za wolno, za dużo, za mało?
Uważam, że mogłoby to iść szybciej, bo mamy nadprodukcję raportów w stosunku do konkretnych działań, ale widzę też przyspieszenie. Mam nadzieję, że wreszcie zobaczymy konkretny finał spraw, które toczą się przed sądem, bo nie chcę, żebyśmy zajmowali się
w polityce tylko i wyłącznie rozliczaniem PiS-u.
To może lepiej w ogóle dać sobie z tym spokój?
Uważam, że rozliczenia są ważne, ale nie dlatego, że nie lubię PiS, tylko dlatego, że jestem głęboko przeciwna wykorzystywaniu państwa do własnych politycznych celów,
a tego dopuściła się poprzednia ekipa. Uważam, że powinna za to odpowiedzieć. Natomiast niezależnie od tego powinniśmy się koncentrować na bieżących sprawach
i wyzwaniach.
Słowo, które byłoby motywem przewodnim pani prezydentury, to...?
Wspólnota. Uważam, że dziś jako Polacy grzęźniemy w nieustających kłótniach. Dowodzi tego zresztą sama kampania wyborcza. Brutalizacja narasta na wielu poziomach. Zwolennicy różnych prawicowych partii wręcz nawołują do nienawiści. Do tego dochodzi granie na coraz większych podziałach i animozjach.
Niestety w tę stronę skręca też Rafał Trzaskowski, który chce ograniczyć 800 plus dla
Ukraińców. Swego czasu Karol Nawrocki z uśmiechem przyjął wezwanie do przemocy
fizycznej wobec kontrkandydata, a dziś pojawiają się z jego strony postulaty segregacji narodowej w kolejkach do lekarza. Obawiam się, że ten konflikt i napięcie będzie cały czas wybrzmiewać.
Tymczasem Polacy oczekują dziś spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Chcą prezydenta, który będzie w stanie wznieść się ponad podziały i konflikty. Osoby, która postawi
w centrum ich sprawy. Kogoś, kto będzie współpracować z innymi politykami z różnych środowisk, po to, by dowozić konkretne rozwiązania, które mają służyć ludziom, czy to będzie kwestia bezpieczeństwa bytowego, takiego jak mieszkania, ochrona zdrowia, prawa kobiet, jak i bezpieczeństwa militarnego czy polityki zagranicznej.
Dowożenie to jest to, czego pani najbardziej brakuje po blisko 1,5 roku rządów Koalicji 15 października?
Wiele się zadziało, ale uważam, że możemy zrobić więcej. Oczywiście jestem szczególnie dumna z tego, co zrobiła Lewica, a wymieniać można długo. Wprowadziliśmy dodatkowe urlopy rodzicielskie dla rodziców wcześniaków, rentę wdowią, podwyżki w funduszu alimentacyjnym, program Aktywny Rodzic, zabezpieczyliśmy pieniądze na mieszkalnictwo, podwyższyliśmy zasiłek pogrzebowy, stworzyliśmy kompleksową strategię cyfryzacji Polski, otwieramy fabryki sztucznej inteligencji, zmieniliśmy definicję zgwałcenia…
To skoro jest tak dobrze, to co jeszcze można zrobić?
Można prowadzić bardziej odważną politykę w wielu tematach. Uważam, że jednym
z powodów, dla których to się nie dzieje, zwłaszcza w kwestii praw człowieka, jest to, że mamy konserwatywnego prezydenta.
To wina Dudy, że większość rządząca nie potrafi położyć mu na biurku projektu oddającego kobietom prawo do aborcji?
Obecny prezydent jest niejako wymówką i zasłoną dymną dla niektórych polityków, żeby pewnych rzeczy nie robić. Albo żeby rzucać kłody pod nogi tam, gdzie sprawy powinny być dowiezione, jak w przypadku aborcji. Ile razy słyszeliśmy z ust przedstawicieli Trzeciej Drogi, że "prezydent tego i tak nie podpisze"...
Czyli gdyby na czele państwa stała pani lub inna osoba o postępowych poglądach, to Władysław Kosiniak-Kamysz podniósłby rękę za tym, by nie ścigać bliskich kobiet za aborcję i by tabletki poronne były dostępne na NFZ?
Uważam, że wtedy byłaby dużo większa szansa, że to się wydarzy. Z Pałacu Prezydenckiego można zupełnie inaczej prowadzić te negocjacje. Doprowadzić do tego, by problem został rozwiązany. Gdybym była prezydentką, nie ma ryzyka, że zmieniłabym zdanie, bo zdania nie zmieniam. Ja zawsze stoję po stronie kobiet.
Chyba nie docenia pani, że niektórzy politycy chcą być nawet bliżej biskupów, niż własnego elektoratu.
W ostateczności mogłabym złożyć projekt ustawy. Więcej: jestem gotowa go złożyć
w ciągu jednego dnia od zaprzysiężenia.
W jakich innych sprawach wykazałaby się pani inicjatywą ustawodawczą?
Złożyłabym projekt dotyczący mieszkalnictwa, który ogranicza marże bankowe na kredytach hipotecznych. Dziś jest tak, że za kredyt trzeba zapłacić drugie tyle, ile trzeba zapłacić za mieszkanie. To jest nienormalne! Banki bogacą się naszym kosztem w obrzydliwy sposób, a państwo nic z tym nie robi. Jak młodzi mogą być stabilni finansowo, skoro to wszystko jest tak nieprzewidywalne?
Gdzie w tym wszystkim jest budownictwo społeczne?
To również element mojego programu. Ale dopóki nie wybudujemy odpowiedniej liczby mieszkań na wynajem, dopóki nie doprowadzimy do tego, by społeczne agencje najmu funkcjonowały pełną parą, nie zwiększymy zasięgu działania TBS-ów, to musimy się zająć cenami kredytów.
Na zachodzie Europy banki tak nie hulają. Dlaczego robią to akurat u nas?
Bo politycy pozwalają bankom i deweloperom na to, by funkcjonowali jak im się podoba, bez żadnych ograniczeń. Trzeba z tym skończyć. Banki mają prawo funkcjonować, ale zysk powinien mieć granice. A tą granicą w państwach, które dbają o swoich obywateli, jest ich bezpieczeństwo.
Co prezydentka Biejat ma do zaproponowania konserwatystkom?
Dbałość o bezpieczeństwo rodziny. Pomoc dla kobiet, które potrzebują miejsca w żłobku
dla swojego dziecka. Niezachwiane wsparcie dla 800 plus – nigdy nie pozwolę na
likwidację tego świadczenia. Chcę zapewnić konserwatystki, że Polska nie musi
wybierać pomiędzy tradycją a nowoczesnością. Nie ma żadnej sprzeczności między
wolną wigilią a inwestycjami w nowe technologie.
Prezydent może łączyć aspiracje rozwoju Polski, bycia pełnowartościowym członkiem Unii Europejskiej, z poszanowaniem tych wartości i tradycji, które dla Polaków są
ważne. Bo one dla mnie też są ważne. Jestem mamą dwójki dzieci. Dbałość
o rodziny i ich bezpieczeństwo to dla mnie kwestia podstawowa. Tak samo w
przypadku praw kobiet i dostępu do ochrony zdrowia.
Tyle że konserwatystki są przeciwne wolnej aborcji, o ile same jej nie potrzebują.
Przecież to nie jest tylko kwestia aborcji. Chodzi o cały pakiet dostępu do ochrony
zdrowia. Chodzi o to, żebyśmy mogły dostać się do lekarza, gdy potrzebujemy pomocy. Dziś nawet w dużych miastach szybkie dostanie się do ginekologa na NFZ graniczy
z cudem, a co dopiero w mniejszych miejscowościach.
Niezależnie od tego, co myślimy o aborcji, wszystkim nam zależy na dobrej opiece zdrowotnej, gdy coś nam dolega. A z tym niestety nadal jest problem. W Polsce diagnostyka endometriozy trwa 10 lat. To nie powinno tak wyglądać. Dla każdej kobiety ważne jest bezpieczeństwo, gdy zachodzi w ciążę, poszanowanie jej decyzji, dobra opieka okołoporodowa.
I wreszcie zasługujemy na dobrą opiekę medyczną, gdy wchodzimy w okres menopauzy. O tym za mało w Polsce się mówi. Tymczasem coraz częściej słyszę od kobiet, z którymi spotykam się w trakcie kampanii, że gdy zaczyna się menopauza lekarze zostawiają je samym sobie. Są odsyłane od specjalisty do specjalisty, niepotrzebnie cierpią, zanim trafią na medyka, który pomoże im w codziennym funkcjonowaniu.
Tak więc dla wszystkich kobiet mam cały pakiet spraw związanych z bezpieczeństwem
w życiu codziennym. Nie chodzi tylko o pojedyncze kwestie, na których akurat skupia się uwaga mediów. Mam szacunek dla wyborów innych ludzi, także jeśli są inne niż moje. Na tym polega Lewica.
A co ma pani do zaoferowania wyborcom w sprawie dociskania Ukrainek
i Ukraińców w Polsce? Kandydaci licytują się na antyukraińskie postulaty, więc ewidentnie im się to opłaca. Na przykład Rafał Trzaskowski chce odebrać 800 plus niepracującym matkom z Ukrainy. A pani?
Ja oferuję wyborcom zdrowy rozsądek i nietworzenie problemów tam, gdzie ich nie ma. Ukraińcy to najbardziej aktywna zawodowo mniejszość narodowa w Polsce. Pracują,
a jeśli nie, to szukają pracy. Ukraińcy wypełnili luki na rynku, imają się tych zajęć, których nie chcieli Polacy. To bardzo wyraźnie widać w Warszawie, więc prezydent Rafał Trzaskowski powinien to wiedzieć.
Ukrainki i Ukraińcy pomagają budować naszą gospodarkę i nasz dobrobyt, dokładają się do naszego systemu ubezpieczeń społecznych, a więc pomysł, by odbierać 800 plus tym, którzy pracować nie mogą, jest po prostu nieludzki.
Ale tego chce wielu wyborców.
Wyobraźmy sobie kobietę, która ma troje dzieci. Jej mąż jest na froncie, a ona żyje
w Polsce. Opiekuje się dziećmi. Żyje częściowo z pomocy rodziny, a częściowo z tego 800 plus. I co, chcemy odebrać jej te pieniądze, żeby nie mogła opłacić mieszkania? Chcemy widzieć takie rodziny koczujące na Dworcu Centralnym? No chyba nie tędy droga.
Wyborcy niestety często oddają to czym karmią ich politycy, dlatego apeluję
o zatrzymanie tego wyścigu na populizmy. Dziś Nawrocki proponuje segregacje
w kolejkach do ochrony zdrowia, to co następne? Specjalne miejsca w autobusach dla Ukraińców? Zwracam się do moich kontrkandydatów: panowie, po wyborach też trzeba umieć spojrzeć na siebie w lustrze.
Część Polaków uważa, że gdy świadczenia otrzymują Ukraińcy, mamy do czynienia z niesprawiedliwym rozdawnictwem. Co ma im pani do powiedzenia?
Przecież te pieniądze, które ukraińska matka dostanie w ramach 800 plus, nie trafią za granicę, tylko wrócą do naszej gospodarki: jako środki na żywność, usługi, VAT.
Już zadbaliśmy o to, by związać 800 plus z realizacją obowiązku szkolnego w Polsce. To dobre rozwiązanie, za którym głosowałam. Dzięki niemu nikt, kto fizycznie nie przebywa w Polsce, nie może otrzymywać tego świadczenia.
Jeśli ktoś wywiezie swoje dzieci do Berlina czy z powrotem do Lwowa, to po prostu przestanie dostawać pieniądze. Nie ma przestrzeni na nadużycia. Ale ci, którzy mieszkają w Polsce z dziećmi, które uczą się w naszych szkołach, powinni po prostu to świadczenie dostawać. I tyle.
Denerwują panią pytania na ten temat?
Mam mocny apel do innych kandydatów, zwłaszcza tych po stronie demokratycznej, by
nie grali na resentymencie, nie podkręcali emocji, bo to zaszkodzi wszystkim. Kampania wyborcza wkrótce się skończy, a my zostaniemy tu wszyscy razem: Polacy i Ukraińcy.
Denerwuje mnie traktowanie Polaków jako takich osób, którym trzeba rzucać ksenofobiczne hasła. To obraźliwe dla naszych wyborców. Jest dużo ludzi, którzy są dumni z tego, że pomogliśmy Ukraińcom i żyjemy obok siebie.
88 proc. wyborców chce, by wypłata 800 plus była uzależniona od pracy i płacenia podatków w Polsce. Tak wynika z sondażu IBRiS dla "Rzeczpospolitej".
Wiem, co pokazują sondaże. Wszyscy je czytamy. Tylko polityka publiczna nie powinna
powstawać na podstawie chwilowych emocji obywateli. Polityka publiczna powinna odpowiadać na realne problemy i dążyć do tego, by społeczeństwo działało harmonijnie, dobrze, by wszyscy czuli się bezpiecznie.
Skupmy się na tym, by wszyscy mieli dobry dostęp do usług. Skupmy się na tym, żeby poprawić system ochrony zdrowia. Cały czas brakuje w nim nie tylko pieniędzy, ale
i jasnej wizji reformy. Samo dosypywanie środków to dopiero połowa sukcesu. Lewica ma pomysł na to, jak zapewnić finansowanie ochrony zdrowia.
Skupmy się też na dobrym wsparciu dla edukacji, żeby przywrócić prestiż szkół publicznych. Przyciągnijmy świetnych nauczycieli. Zadbajmy o to, by treści przekazywane w szkole odpowiadały na wyzwania XXI wieku.
À propos wyzwań XXI wieku: składanie edukacji zdrowotnej na ołtarzu skrajnej prawicy nie jest rozwiązaniem. Nie idźmy tą drogą. To prowadzi do fatalnych skutków, które zostaną z nami na lata. Zajmijmy się sprawami, które są ważne dla Polaków, które dotykają ich tu i teraz.
W internecie praktycznie pod każdym materiałem dotyczącym dostępu do usług publicznych pojawiają się komentarze, że Ukraińcy dostają coś bez kolejki, że są uprzywilejowani. Jak pani na to odpowie?
Zawsze pojawiają się konflikty wokół dóbr, których jest za mało. Kolejki do lekarza były zmorą jeszcze przed wojną. Mieszkalnictwo też było w kryzysie przed 2022 rokiem. Prawdą jest, że kiedy przyjechali do nas uchodźcy, sytuacja na rynku mieszkaniowym pogorszyła się jeszcze bardziej. To jasne. Tylko czy odpowiedzią jest wyganianie ofiar wojny na bruk, czy wzmacnianie polityki mieszkaniowej? Ja mówię, że to drugie. Taka powinna być polityka każdego odpowiedzialnego rządu. To pozwoli rozwiązać problem konfliktów.
Podobnie z dostępem do ochrony zdrowia czy wzmocnieniem pensji i świadczeń. Dziś ludzie czują się zagrożeni nawet nie mając kredytu, bo koszty życia rosną cały czas. Dlatego bardzo ważne jest regularne zwiększanie pensji pracownic i pracowników budżetówki. Z pewnością nie powinniśmy poprzestawać na jednym razie.
Koniecznie trzeba też zadbać o emerytów. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pracuje nad ustawą, która włącza do stażu pracy czas na śmieciówkach. Dzisiaj te lata, a nawet dekady, nie liczą się do stażu pracy, w efekcie czasami ludzie nie łapią się nawet na minimalną emeryturę. Składaliśmy ten projekt jeszcze w poprzedniej kadencji, ale rząd Zjednoczonej Prawicy nie był tym zainteresowany.
Czy chce pani, by w następnych wyborach do Sejmu dostała się Trzecia Droga?
Przede wszystkim chciałabym, żeby więcej wyborców głosowało na Lewicę i to jest nasze podstawowe zadanie. A kto jeszcze znajdzie się w Sejmie, to już decyzja wyborców.
Z pewnością wiem, że wiele osób czuje się zawiedzionych tym, że w 2023 roku taktycznie głosowało na Trzecią Drogę. Chcąc odsunięcia PiS od władzy wprowadzili do Sejmu ludzi, którzy blokują ważne dla nich postulaty jak choćby legalizacja aborcji.
Czy, a jeśli tak w jaki sposób Unia Europejska powinna się przeorientować biorąc pod uwagę politykę prezydenta USA Donalda Trumpa?
Unia Europejska zdecydowanie stoi teraz przed wyzwaniem zmiany sposobu funkcjonowania. Stany Zjednoczone nie są już stabilnym i przewidywalnym sojusznikiem. To zresztą nie powinno być zaskoczeniem. Donald Trump jeszcze zanim został prezydentem zdążył podważyć układ sił w ramach NATO: zagroził Danii odebraniem Grenlandii. Zapowiadał też zawieszenie pomocy humanitarnej czy wojskowej dla Ukrainy.
Oczywiście wcześniej też nie było różowo. Jedną z ostatnich decyzji ustępującego amerykańskiego prezydenta Joe Bidena było ograniczenie dostaw czipów niezbędnych do rozwoju sztucznej inteligencji do Polski. A więc już wtedy byliśmy w tej drugiej grupie państw. Teraz układ sił zmienia się jeszcze bardziej.
Powinniśmy mocniej stawiać na obronność i niezależność Unii Europejskiej, zarówno
w obszarze bezpieczeństwa militarnego, jak i w obszarze bezpieczeństwa gospodarczego. Potrzebujemy Unii Europejskiej, która może się obronić wspólną, europejską armią. Takiej, która na poważnie zainwestuje w przemysł zbrojeniowy na swoim terenie.
Bardzo ważne jest to, żeby rozwój przemysłu zbrojeniowego był koordynowany między państwami, żeby nie było tak, jak teraz, że każdy z krajów inwestuje w oderwaniu od innych. Musimy zacząć funkcjonować jako lepiej zintegrowana gospodarka, jako rynek, który potrafi być konkurencyjny i który inwestuje w rodzimą produkcję.
Na przykład?
W Polsce moglibyśmy ruszyć z produkcją leków na większą skalę. Cały czas mamy problem z dostępnością lekarstw, co chwila pojawiają się informacje o brakach. Nieustająco słyszymy o pacjentach lub ich bliskich, którzy jeżdżą po
całej Polsce, by kupić lek, który jest im potrzebny, na przykład na ADHD.
Moglibyśmy część zamienników produkować w Polsce czy w Europie. Skrócilibyśmy
w ten sposób łańcuchy dostaw i zadbali o bezpieczeństwo lekowe obywateli, a więc
o większą stabilność w niepewnym świecie. Na tym etapie to już nie jest kwestia wyboru, tylko konieczności.
Czy Unia Europejska powinna rozwijać własną sztuczną inteligencję?
Tak, Unia powinna stawiać na własne rozwiązania technologiczne, w tym własną AI. Stany mają kilka popularnych AI, Chiny podbijają świat za pomocą DeepSeek, więc nie możemy pozostawać bierni. Dlatego proponuję stworzenie Funduszu Przyszłości
o wartości 100 mld złotych, którego celem byłoby inwestowanie w polskie technologie przyszłości.
Prace nad sztuczną inteligencją już trwają w Ministerstwie Cyfryzacji. Powstała też
fabryka AI pod Krakowem i w Poznaniu. Plany są ambitne, a teraz trzeba dopilnować, by zostały zrealizowane.
Nie możemy sobie pozwolić na to, by zostać w tyle, musimy zadbać o polską konkurencyjność. Zbyt długo byliśmy krajem, który konkurował przede wszystkim tanią siłą roboczą. Najwyższy czas, byśmy zaczęli inwestować w badania i rozwój.
Trzeba też solidnie zainwestować w nasze własne, europejskie media społecznościowe.
W czasach, gdy Elon Musk wykorzystuje swoją platformę i jej algorytmy do promowania polityki skrajnej prawicy, gdy staje obok AfD w Niemczech, gdy Mark Zuckerberg gnie się w ukłonach przed Donaldem Trumpem, widać, że media społecznościowe mają coraz mniej wspólnego z wolnością słowa, a coraz więcej z narzędziem politycznym.
Tu chodzi o przyszłość demokracji. W dzisiejszych czasach debata publiczna odbywa się głównie w mediach społecznościowych, dlatego powinniśmy zadbać o to, by były prawdziwie wolne, a nie kształtowane w służbie partii przez miliarderów zza oceanu.
Jak przeciwdziałać wzrostowi wpływu skrajnej prawicy i oligarchizacji polityki?
To bardzo poważne wyzwania, z którymi mierzy się dzisiaj cały demokratyczny świat. Jedno jest pewne: kiedy zaczynamy się ścigać ze skrajną prawicą na skrajnie prawicowe postulaty, to przegrywamy. To jest doświadczenie krajów Zachodu, z którego moi konkurenci niestety nie wyciągnęli żadnych wniosków. To nie jest rozwiązanie, lecz pogłębianie problemu.
Potrzebujemy odpowiedzialnych polityków, którzy nie zmieniają co chwilę zdania pod wpływem sondaży, tylko konsekwentnie prowadzą politykę społeczną i publiczną, stoją na straży państwa opiekuńczego, praw człowieka i praw pracowników. I ja w taki sposób prowadzę moją kampanię. Nie będę zmieniała zdania co miesiąc tylko dlatego, że tak wyszło w słupkach. Nie będę udawać, że jestem kimś innym niż jestem. Ludzie, którzy na mnie głosują, wiedzą, czego się po mnie spodziewać, bo od momentu, gdy poznali mnie jako posłankę, reprezentuję te same wartości.
Niedawno byłam na procesie Justyny Wydrzyńskiej z Aborcyjnego Dream Teamu, by wesprzeć ją i wszystkie osoby, które pomagają kobietom. I to się nie zmieni, choć prawdopodobnie to nie jest najłatwiejsza droga. Ale to jedyna droga, żeby obronić naszą demokrację i postawić tamę skrajnej prawicy. Trzeba odważnie stanąć i powiedzieć bardzo wyraźnie, że są wartości, których nie oddamy. Są fundamenty demokratycznego państwa prawa, których nie pozwolimy skruszyć. Nie możemy się ugiąć przed brunatną falą, bo inaczej wszyscy przegramy.
Gdyby wyobrazić sobie ekologię jako poręcz, to Trumpowskie Stany Zjednoczone od początku się jej puściły, a Chiny nigdy jej się nie trzymały. Czy w tej sytuacji rozwiązania proekologiczne na poziomie Unii Europejskiej mają jeszcze sens? Mam na myśli zwłaszcza aspekt konkurencyjności.
To ogromne wyzwanie. Natomiast zwracam uwagę na to, że Europa jest najszybciej ogrzewającym się kontynentem na globie. Jeśli my również zrezygnujemy z osiągania celów klimatycznych, to nam się nie poprawi, tylko pogorszy. Bo w naszą gospodarkę coraz częściej będą uderzać przedłużające się susze i gwałtowne zjawiska pogodowe, które niszczą plony.
To jak to jest, że to rolnicy są najbardziej przeciwni Zielonemu Ładowi?
Rolnicy nie protestują przeciw Zielonemu Ładowi dlatego, że chcą więcej suszy, nawałnic czy podtopień, ale dlatego, że boją się braku konkurencyjności. Obawiają się, że to, co wyprodukują będzie zbyt drogie, o ile w ogóle będzie ich stać na produkcję. I ja te obawy rozumiem.
Dlatego tak ważne jest, żeby szukać rozwiązań w dobrym dialogu z przedstawicielami różnych grup. W związku z tym potrzebne są konkretne regulacje, które nie będą kijem, ale marchewką. Które spowodują, że ludzie będą chcieli wybierać te rozwiązania, które są również dobre dla klimatu. Kosztów rozwiązań proklimatycznych nie można przerzucać na zwykłych ludzi. Europa ma na tym polu dużo do zrobienia.
To kto ma płacić, by powstrzymać kryzys klimatyczny?
Przede wszystkim najwięksi truciciele, którzy najbardziej się przyczyniają do tego kryzysu jak np. koncerny paliwowe.
Próbuję to sobie wyobrazić w Polsce. To jest ten moment, gdy wielkie koncerny mówią "żegnajcie".
To kolejny dobry powód, by wzmacniać rynek europejski. Musimy koordynować swoje działania jako państwa, bo inaczej można nas między sobą rozgrywać. To dotyczy również ceł Donalda Trumpa.
Kiedy będziemy funkcjonować jako bardziej zintegrowana gospodarka, gdy będziemy prowadzić – na tyle, na ile to możliwe – wspólną politykę zagraniczną, to będziemy bardziej konkurencyjni jako całość. Europa jako całość jest rynkiem, z którym należy się liczyć. Jest też siłą, z którą należy się liczyć.
Elektrownie atomowe w Polsce: tak czy nie?
Zdecydowanie tak. Potrzebujemy alternatywy dla węgla i stabilnego źródła finansowania. Cieszę się, że prace nad atomem przyspieszyły. Długo czekaliśmy na to, jak ruszą,
a bardzo tego potrzebujemy.
Potrzebujemy też niezależności energetycznej, bo węgla w Polsce jest coraz mniej i jest coraz gorszej jakości. Nawet gdybyśmy uznali, że mamy w nosie koszt klimatyczny wydobywania węgla, to jest też inny problem: to po prostu przestało się nam opłacać.
Nie możemy też być zależni od watażków typu Władimir Putin i jego koledzy. Potrzebujemy stabilnego źródła energii w Polsce, które nie będzie pochodziło tylko
z wiatru i ze słońca, więc atom jest naszą jedyną opcją.
Czy kraj, którego prezydent zginął w kompromitującej katastrofie lotniczej, jest
w stanie dotrzymać procedur bezpieczeństwa niezbędnych w elektrowni atomowej?
Tak, jesteśmy w stanie. Polska da sobie radę z atomem.
Wiem, że pokutuje takie przekonanie, że w Polsce wszystko jest sklejone na taśmę klejącą. I że sami o sobie czasami myślimy jako mistrzach pospolitego ruszenia, ale już nie konsekwentnych działań.
Ja wierzę i wiem to, że Polska jest już naprawdę w innym miejscu. Jesteśmy nowoczesnym krajem, który potrafi sobie poradzić z wieloma sprawami i radziłby
sobie jeszcze lepiej, gdyby nie mieszano do nich sporów partyjnych.